Alex Kava - 04 - Granice Szaleństwa, Kava Alex

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czwarta powieść autorki
A
LEX
KAVA
GRANICE SZALEŃSTWA
At the Stroke of Madness
Tłum.: Katarzyna Ciążyńska
@ 2005
Alex Kava
Granice szaleństwa
SPIS TREŚCI
........................................................................................................
.............................................................................................................
............................................................................................................
......................................................................................................
..............................................................................................................
...........................................................................................................
..........................................................................................................
..............................................................................................................
...................................................................................................
....................................................................................................
..................................................................................................
..................................................................................................
..................................................................................................
................................................................................................
....................................................................................................
...................................................................................................
..............................................................................................
................................................................................................
........................................................................................
................................................................................................
...........................................................................
..................................................................................
.................................................................................
...........................................................................
..................................................................................
................................................................................
...............................................................................
...................................................................................
.....................................................................
............................................................................................
.......................................................................
..............................................................................
.............................................................................
.......................................................................
..............................................................................
............................................................................
..........................................................................
...............................................................................
....................................................................
..........................................................................................
.....................................................................
............................................................................
...........................................................................
.....................................................................
............................................................................
– 2 –
Alex Kava
Granice szaleństwa
.........................................................................
.........................................................................
.............................................................................
..................................................................
.........................................................................................
...................................................................
............................................................................
..........................................................................
.....................................................................
.............................................................................
........................................................................
.........................................................................
.............................................................................
.................................................................
......................................................................................
.................................................................
........................................................................
.......................................................................
.................................................................
.........................................................................
......................................................................
.....................................................................
........................................................................
...............................................................
...................................................................................
..............................................................
– 3 –
Alex Kava
Granice szaleństwa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sobota, 13 września
Meriden, Connecticut
Dochodziła północ, a Joan Begley nadal wytrwale czekała.
Wybijała nerwowy rytm na kierownicy, a w lusterku wstecznym wypatrywała reflektorów
samochodu. Udawała, że nie dostrzega odległych zygzaków błyskawic, mówiła sobie, że
burza jej nie dosięgnie. Od czasu do czasu spoglądała przez przednią szybę, lecz bardziej od
spektakularnego widoku nocnego miasta interesowały ją boczne lusterka, jakby mogły
pokazać coś, co umknęło wstecznemu.
,,Obiekty często znajdują się bliżej, niż się na pozór wydaje”.
Napis na lusterku od strony pasażera wywołał jej uśmiech, zaraz jednak zadrżała. W tej
przeklętej ciemnicy niczego nie zobaczy, póki to coś nie wyląduje na dachu jej samochodu.
– Brawo, Joan – fuknęła. – Już jesteś wkurzona.
A przecież trzeba myśleć pozytywnie. Bo w końcu jaki pożytek z sesji terapeutycznych
u doktor Patterson, jeśli tak łatwo odrzuci wszystko, co dzięki nim osiągnęła?
Tylko co go tak długo zatrzymuje? Chyba, że był wcześniej i – nie doczekawszy się jej –
zrezygnował. Ona zaś przyjechała z dziesięciominutowym opóźnieniem, zresztą nie z własnej
winy. To on zapomniał uprzedzić ją o rozwidleniu tuż przed samym wjazdem na szczyt.
W rezultacie musiała nadrobić drogi, jakby nie dość było, że wzgórze spowiła kompletna
ciemność. Gęsty baldachim z gałęzi nie przepuszczał światła księżyca, którego i tak już
niewiele docierało. Wkrótce zastąpi je koszmarna feeria błyskawic.
Boże, jak ona nie znosi burzy. Powietrze było naładowane, czuła ten specyficzny
metaliczny smak, podobny do tego, który zostaje w ustach po wyjściu od dentysty z nową
plombą. To tylko zwiększało niepokój Joan, przypominało, że nie powinna tu być. Że nie
powinna tego robić… że nie powinna tego robić po raz kolejny.
– 4 –
  Alex Kava
Granice szaleństwa
Przez te durne burzowe chmury straciła zmysł orientacji. W każdym razie oskarżała je
o to, choć tak naprawdę pogubiła się, dopiero gdy wsiadła do wynajętego samochodu. Na
domiar złego ulice w miastach w Connecticut nie zważały na zdrowy rozsądek i kompletnie
lekceważyły linie i kąty proste. W ciągu paru minionych dni Joan wielokrotnie gubiła drogę.
Tego wieczoru, kiedy wjeżdżała na wzgórze, kilka razy skręciła nie tam, gdzie powinna, choć
powtarzała sobie, że to się nie zdarzy, że nie może się znowu zgubić. Gdyby nie ów stary
mężczyzna z psem, dalej jeździłaby w kółko i szukała West Peak.
– Zbieram orzechy – oznajmił nieznajomy.
Nie poświęciła wówczas tej informacji uwagi, zbyt niespokojna i zajęta własnymi
sprawami. Teraz, czekając, przypomniała sobie, że mężczyzna nie miał żadnej torby ani
kosza. Tylko latarkę. Kto zbiera orzechy w środku nocy? Dziwne. Tak, było coś osobliwego
w tym człowieku. Miał nieobecny wzrok, aprzy tym, jakby dla kontrastu, żywo
gestykulował, kiedy objaśniał, jak dojechać na zacieniony szczyt, gdzie huczał wiatr
i trzeszczały gałęzie.
Jakie licho ją tu przywiodło?
Sięgnęła po telefon komórkowy i wystukała numer. Po drugim dzwonku usłyszała,
niestety, głos automatycznej sekretarki.
– Tu numer doktor Patterson. Proszę podać nazwisko i numer telefonu, oddzwonię
najszybciej, jak to będzie możliwe.
– Możliwie najszybciej może być za późno – mruknęła Joan zamiast powitania. Potem
ogarnął ją śmiech i pożałowała tych słów, ponieważ doktor Patterson na pewno będzie szukać
w nich drugiego dna. Ale ostatecznie czy nie za to właśnie płaci jej taką grubą forsę? –
Witam, pani doktor, to znowu ja. Proszę wybaczyć, że jestem natrętna, ale miała pani rację.
Znowu to robię, czyli niczego się nie nauczyłam. Znowu tkwię w środku nocy w samochodzie
i czekam na… taa, zgadła pani, na faceta. Ale Sonny jest inny. Pamięta pani może, pisałam
pani o nim w mailu. Rozmawiamy, dużo rozmawiamy. Przynajmniej jak dotychczas. To
naprawdę sympatyczny facet. Nie mój typ, co? Nie umiem prawidłowo oceniać mężczyzn.
Równie dobrze może być mordercą, który zabija siekierą. – Zaśmiała się z przymusem. – Wie
pani co? Po prostu miałam nadzieję. Nie wiem, może miałam nadzieję, że pani wybije mi go
z głowy. Uratuje mnie przed… no, wie pani… Przede mną, jak zawsze. Kto wie, może on
wcale nie przyjdzie? Ale my spotkamy się jak zwykle w poniedziałek na naszej stałej randce.
Wtedy będzie pani miała okazję mnie obsztorcować. Okej?
Rozłączyła się, nim wsłuchawce obcy glos zaproponował odsłuchanie nagranej
wiadomości, wprowadzenie zmian albo skasowanie. Tego wieczoru Joan nie chciała już
– 5 –
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl