Alfred Hitchcock - Przygody trzech detektywów 33 - Tajemnica gołębia o dwóch pazurach, ksiazki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALFRED HITCHCOCK
TAJEMNICA GOŁĘBIA
O
DWÓCH PAZURACH
PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
Przełożył: JAN JACKOWSKI
Słowo od Alfreda Hitchcocka
Cześć, nazywam się Alfred Hitchcock.
Jestem z zawodu pisarzem i reżyserem ilmowym. Piszę książki pełne najróżniej-
szych tajemnic i zagadek. Niektóre z nich posłużyły mi jako scenariusze do ilmów.
Nie będę was jednak zanudzał teraz pisaniem o sobie. Jeśli wspomniałem o tym, że
jestem autorem dziwnych książek i nie mniej fantastycznych ilmów, to tylko dlatego, że
to właśnie jest powód, dla którego, jak mi się zdaje, tak bardzo interesują mnie za każ-
dym razem tajemnicze przygody moich trzech młodych przyjaciół.
Muszę zaznaczyć od razu, że nie uważam, aby w owe przygody wplątywał ich czy-
sty przypadek. W każdym razie nie jest to wyłącznie sprawa gry losu. Weźmy dla przy-
kładu ostatnią przygodę, którą oni sami nazwali „Tajemnicą gołębia o dwóch pazurach”.
Rozpoczęła się ona od dziwnego, zupełnie przypadkowego spotkania. Gdyby moim
chłopcom brakowało tego, co tak ich wyróżnia spośród tysięcy rówieśników, potrakto-
waliby owo spotkanie całkiem obojętnie i szybko o nim zapomnieli.
Ale oni nie zwykli przepuszczać takich okazji! Natychmiast dostrzegli kryjącą się
w tym wydarzeniu tajemnicę i postanowili ją wyjaśnić. Dotąd nie ustawali w tropieniu
różnych dziwacznych poszlak i śladów, dopóki wszystkie elementy nie poukładały się
w jeden zgrabny obrazek. A że po drodze wpadali w różne groźne zasadzki i sytuacje?
No cóż, można by powiedzieć, że to jest ich specjalność...
Oni sami nazywają siebie Trzema Detektywami. Spróbuję powiedzieć parę słów
o każdym z nich.
Oto ich imiona i nazwiska: Jupiter Jones, Pete Crenshaw i Bob Andrews. Wszyscy
mieszkają w Rocky Beach, małym miasteczku odległym o kilkanaście kilometrów od
Santa Monica i położonym w południowej Kalifornii, tuż nad brzegiem Pacyiku.
Przywódcą całej trójki jest Jupiter Jones, na którego wszyscy wołają Jupe. Jest ra-
czej niskiego wzrostu i trochę gru... no, powiedzmy, niezbyt szczupły. Może nieco otyły.
2
Przypuszczam, że on sam wolałby określenie „krępy”. Jak by nie było, jest to chłopak od-
znaczający się doskonałą pamięcią, zdolnością dedukcyjnego myślenia i niezwykłą spo-
strzegawczością. Te uzdolnienia, wsparte absolutną nieustępliwością w dochodzeniu
prawdy, czynią z niego doskonałego detektywa.
Drugi Detektyw, czyli Pete Crenshaw, jest wysoki i smukły. Jako urodzony sporto-
wiec uwielbia grać w baseball, pływać i jeździć na rowerze. Bardzo lubi zwierzęta, ma
doskonałe poczucie humoru i jest o wiele skromniejszy niż Jupe. Nie przepada za nad-
stawianiem bez potrzeby własnego karku, ale zdarza się, jak sami zobaczycie, że czasami
okoliczności zmuszają go do tego.
Trzeci Detektyw, Bob Andrews, odpowiada za dokumentację i analizy. Jest inteligent-
nym chłopcem lubiącym się uczyć, choć czasami przydałoby mu się trochę więcej śmia-
łości. Zazwyczaj ma przy sobie notes, w którym zapisuje swoje spostrzeżenia przy po-
mocy własnego, wymyślonego przez siebie szyfru. Przypuszczam, że w przyszłości wy-
bierze zawód dziennikarza.
Myślę, że wiecie już, kim są i jak wyglądają Trzej Detektywi, czas więc najwyższy,
abyście sami włączyli się w ich przygody, a przy okazji poznali też parę innych, niezwy-
kłych i malowniczych postaci. Przyrzekam, że nie zabraknie ich na kartach niniejszej
książki!
Wasz
Alfred Hitchcock
Rozdział 1
Facet z tikiem

Głosuję za hamburgerem w „Koniku Morskim” — zawołał Pete Crenshaw do pe-
dałujących za nim dwóch przyjaciół.
Był początek letnich wakacji. Jupiter Jones, Bob Andrews i Pete, czyli Trzej Detektywi,
spędzili większą część dnia na pływaniu i opalaniu się na ich ulubionej plaży i wracali
właśnie ciągnącą się wzdłuż oceanicznego wybrzeża drogą do Rocky Beach, małego
miasteczka położonego w południowej Kalifornii, o kilkanaście kilometrów od Santa
Monica.
Bob natychmiast zaakceptował propozycję i mocniej nacisnął na pedały swego bike-
’a, aby zrównać się z Pete’em.
Pierwszy Detektyw, Jupiter Jones, podszedł do niej z właściwą sobie metodycznością.
Z jednej strony pomysł zatrzymania się koło baru, stojącego na szczycie najbliższego
wzniesienia, wydał mu się pociągający, czuł się już bowiem zmęczony i koszulka lepiła
mu się do pleców. Nigdy zresztą nie znajdował wielkiego upodobania w czysto izycz-
nym wysiłku, przedkładając nadeń wysiłek umysłowy. Z drugiej jednak zdawał sobie
sprawę z tego, że... waży odrobinę za dużo, przynajmniej jak na swój wzrost. Słyszał
nawet, jak dwóch czy trzech chłopców u szkole nazywało go grubasem. Postanowił coś
z tym wreszcie zrobić w nadchodzącym lecie, tak aby zrzucić do nowego roku szkol-
nego przynajmniej ze dwa kilogramy.
Wspinając się mozolnie pod górę, starał się przeanalizować tę kwestię nieco głębiej.
Była trzecia po południu i od śniadania upłynęło już sześć godzin. W tym czasie sporo
pływał, przejechał kilkanaście kilometrów na rowerze i z pewnością jego organizm spa-
lił sporą ilość kalorii... A poza tym, był głodny.
— Okay! — krzyknął do jadących przed nim chłopców. — Niech będzie ten „Konik
Morski”.
Jak zwykle o tej porze dnia barek był prawie pusty. Trzej Detektywi znaleźli miejsce
przy oknie wychodzącym na autostradę. Pete rozparł się wygodnie na krześle, a Bob za-
4
brał się do przeglądania jadłospisu. Jupe natomiast zaczął z uwagą przyglądać się kilku
przebywającym w barze gościom. Było to jego ulubione hobby: wyciągnąć jak najwięcej
wniosków o ludziach na podstawie wyrazu ich twarzy, ubioru czy zachowania.
Jego uwagę przyciągnął zwłaszcza szczupły i niewysoki mężczyzna, mogący mieć
około metra sześćdziesięciu pięciu wzrostu. Ubrany był w ciemny garnitur, białą ko-
szulę rozpiętą pod szyją i czarne półbuty z ostrymi szpicami. Jak na swój wzrost miał
zaskakująco duże stopy. Po wystającym mu z kieszeni programie wyścigowym Jupiter
odgadł, że był hazardzistą, obstawiającym wyścigowe konie.
Siedzący przy kontuarze nad iliżanką kawy mężczyzna bez przerwy obracał się na
wysokim stołku i rzucał nerwowe spojrzenia w stronę widocznej za oknem autostra-
dy. Za każdym razem wyciągał rękę i kładł ją na sporym, kwadratowym pudle leżącym
na sąsiednim stołku, tak jakby chciał się upewnić, czy ono jest tam nadal. Pudło owi-
nięte było szczelnie kawałkiem przezroczystej gazy, a jego rogi zgrabnie oklejono sze-
roką taśmą.
Jupiter obrócił lekko głowę tak, aby móc obserwować jadące drogą samochody i jed-
nocześnie widzieć kącikiem oka mężczyznę w ciemnym ubraniu.
Niemal bezgłośnie przejechało kilka eleganckich aut, które nie wzbudziły zaintere-
sowania mężczyzny. W chwilę potem uszu Jupe’a dobiegł narastający, głośniejszy war-
kot jakiegoś większego samochodu. Mały człowieczek zerwał się ze stołka i z napięciem
w oczach zaczął wpatrywać się w okno. Na drodze ukazała się kempingowa półcięża-
rówka. Facecik wrócił na swoje miejsce.
Ten człowiek wyczekuje jakiegoś dużego pojazdu, pomyślał Jupe. Ciężarówki albo
dostawczego pikapa, ale nie turystycznego domku na kołach.
Kelnerka postawiła przed chłopcami zamówione przez nich hamburgery. Jupe odło-
żył na bok połówkę bułki zakrywającej kanapkę od góry, aby zredukować w ten sposób
porcję groźnych węglowodanów, a potem znowu spojrzał na faceta w ciemnym ubra-
niu. Ich oczy spotkały się na krótką chwilę.
W tym momencie wydarzyło się coś dziwnego. Mężczyzna mrugnął do niego. Jupe
uśmiechnął się odruchowo. Uśmiech ten musiał się wydać nieznajomemu zachęcający,
bo naraz ujął w obie ręce kwadratowe pudło i zbliżył się do stołu, przy którym siedzieli
Trzej Detektywi.
— Prosto z plaży, co chłopaki? — samo pytanie było najzwyklejszą w świecie przy-
jacielską zaczepką, jednak sposób, w jaki zostało zadane, wydawał się wskazywać na ja-
kieś ukryte w nim, tajemnicze znaczenie. Ponieważ wypowiadając je mężczyzna puścił
jednocześnie oko.
— Tak — Pete uśmiechnął się, mimo że miał usta wypchane hamburgerem.
— Popływaliśmy sobie u Willsa.
— U Willsa? — powtórzył za nim nieznajomy. — No, to nic dziwnego, że jesteście
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl