Alfred Elton van Vogt - Isher 02 - Sklepy z bronią na Isher, Alfred Elton van Vogt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A. E. Van Vogt
Sklepy Z Bronią Na Isher
Przełożyli: Wiesława i Paweł Czajczyńscy
SPIS TREŚCI
Prolog
1
Czy magik zahipnotyzował tłum?
Jedenastego czerwca 1951 roku. Policja i prasa przypuszczają, że już wkrótce mistrz magii
odwiedzi Middle City, gdzie spotka się z serdecznym przyjęciem, jeśli raczy wyjaśnić, w jaki
sposób sprawił, że setki ludzi uwierzyły w to, iż widzą dziwny budynek, najwyraźniej
przypominający sklep z bronią.
Wydawało się, że budynek pojawił się w miejscu, które i przedtem, i teraz zajmują
jadłodajnia Cioteczki Sally i zakład krawiecki Pettersona. Pracownicy przebywający w tym
czasie w środku nie zauważyli niczego niezwykłego. Wielki, jaskrawy znak na froncie sklepu
z bronią, tak cudownie wyczarowanego z nicości, skutecznie przyciągał wzrok. Znak stanowił
pierwszy dowód, iż cała scena to mistrzowska iluzja. Patrząc z różnych stron, zawsze widać było
słowa układające się w slogan:
DOBRA BROŃ
PRAWO DO KUPOWANIA BRONI
PRAWEM DO WOLNOŚCI
Okienna wystawa ukazywała asortyment raczej osobliwie ukształtowanych karabinów,
strzelb oraz broni krótkiej. Świecąca reklama w oknie wieściła:
NAJLEPSZA BROŃ ENERGETYCZNA
W ZNANYM WSZECHŚWIECIE
Inspektor Clayton z wydziału śledczego spróbował wejść do sklepu, lecz drzwi wydawały się
zamknięte. Kilka chwil później C.J. (Chris) McAllister, reporter „Gazette-Bulletin” bez trudu
otworzył je i wszedł do środka.
Inspektor Clayton podążył za nim, lecz ponownie napotkał barierę nie do przebycia. Według
relacji świadków McAllister przeszedł na zaplecze. Natychmiast po jego wyjściu na zewnątrz
osobliwy budynek zniknął tak nagle, jak się pojawił.
Policja jest zdumiona, w jaki sposób mistrz magii stworzył tak sugestywną i trwającą dłuższy
czas iluzję przed tak dużym tłumem, lecz jest gotowa bez zastrzeżeń zarekomendować jego
przedstawienie.
(Nota autorska: Powyższa relacja nie wspomina, że służby śledcze, niezadowolone
z przebiegu wypadków, próbowały skontaktować się z McAllisterem w celu przesłuchania go,
lecz reporter okazał się nieuchwytny. Wiele tygodni poszukiwań nie przyniosło żadnych
rezultatów.
Co stało się z McAllisterem, gdy stwierdził, że drzwi do sklepu z bronią nie są zamknięte?)
Drzwi sklepu z bronią miały osobliwą cechę. Kiedy McAllister lekko ich dotknął,
odskoczyły, jakby ważyły tyle co powietrze. Odniósł wrażenie, że klamka sama wsunęła mu się
do dłoni.
Znieruchomiał zaskoczony. Pomyślał o Claytonie, który minutę wcześniej napotkał opór
zamkniętych drzwi. Myśl była jak sygnał. Za plecami zagrzmiał głos inspektora:
– Ej, McAllister, teraz moja kolej.
Wewnątrz sklepu panowały nieprzeniknione ciemności, a w niewytłumaczony sposób oczy
nie mogły przyzwyczaić się do intensywnego mroku. Reporterski instynkt nakazał McAllisterowi
iść ku najgłębszej czerni, która wypełniała prostokąt kolejnych drzwi. Kątem oka spostrzegł rękę
inspektora Claytona sięgającą do klamki, którą on sam puścił przed paroma sekundami. Nagle
zdał sobie sprawę, że żaden reporter nie wszedłby do tego budynku, gdyby inspektor mógłby
temu zapobiec. Stał z odwróconą głową, wpatrując się bardziej w policjanta niż w otaczające go
ciemności. Gdy postąpił krok do przodu, stało się coś dziwnego. Inspektor nie zdołał dotknąć
klamki, która jakby wiedziona energią, wykręciła się osobliwie, lecz pozostała na miejscu jak
dziwny zamazany kształt. Drzwi ruchem tak szybkim, że aż niedostrzegalnym, dotknęły pięty
McAllistera. W chwilę potem, zanim jeszcze zdążył zareagować, czy nawet pomyśleć co się
stało, siła rozpędu popchnęła go do wewnątrz. Gdy wtargnął w ciemność, dało o sobie znać
nieprzyjemne napięcie nerwów. Drzwi za plecami zamknęły się szczelnie. Przed sobą ujrzał
jasno oświetlony sklep; z tyłu pozostały niewiarygodne rzeczy!
McAllister czuł pustkę w głowie. Stał sztywno, niejasno zdając sobie sprawę z wystroju
wnętrza sklepu. Całą uwagę skupił na tym, co znajdowało się poza przezroczystymi drzwiami,
przez które właśnie wszedł.
Po ciemności nie pozostało ani śladu. Po inspektorze Claytonie również. Zniknął
pomrukujący tłum gapiów i szereg obskurnych sklepów po przeciwnej stronie ulicy. To nawet
nie była ta sama ulica. W tym miejscu nie było żadnej ulicy. Zamiast tego pojawił się spokojny
park, a za nim, połyskując w promieniach południowego słońca, wyłaniało się olbrzymie miasto.
– Życzy pan sobie pistolet? – Melodyjny kobiecy głos rozwiał ciszę za jego plecami.
McAllister odwrócił się. Ruch był automatyczną reakcją na dźwięk. Widok miasta zniknął
natychmiast, utwierdzając go w przekonaniu, że całe zdarzenie jest tylko snem. Skupił wzrok na
młodej kobiecie, która wyszła z zaplecza. Przez chwilę nie potrafił zebrać myśli. Wiedział, że
powinien coś powiedzieć, lecz nie zdołał. Szczupła, zgrabna dziewczyna uśmiechała się miło.
Brązowe oczy harmonizowały z pofalowanymi włosami tego samego koloru. Prosta sukienka
i sandały wydawały się tak naturalne na pierwszy rzut oka, że nie poświęcił im wiele uwagi.
W końcu zdołał wykrztusić:
– Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego temu policjantowi nie udało się wejść do środka.
I gdzie on się podział?
Ku jego zdziwieniu, uśmiechnięta twarz dziewczyny nabrała lekko skruszonego wyrazu.
– Zdajemy sobie sprawę, że innym ludziom nasza starożytna wojna wydaje się głupia
i bezsensowna. – W głosie zabrzmiały stanowcze tony. – Wiemy, jak silna jest propaganda
rzekomej głupoty naszego stanowiska. Tymczasem nigdy nie pozwalamy jej ludziom tutaj
wchodzić. A nasze zasady traktujemy niezwykle poważnie.
Przerwała, jakby spodziewała się zrozumienia po swoim słuchaczu, ale powoli pojawiające
się w jej spojrzeniu zaintrygowanie uświadomiło McAllisterowi, że na jego twarzy maluje się
taka sama pustka, jaką czuł w głowie. Jej ludzie! Dziewczyna wypowiedziała te słowa tak, jakby
dotyczyły jakiejś osobistości i były bezpośrednią reakcją na jego pytanie o policjanta. A to
oznaczało, że jej ludzie, kimkolwiek jest ona, to policjanci i nie wolno im wchodzić do tego
sklepu. Tak więc wrogo usposobione drzwi zagradzały im drogę do wnętrza. Pustka w umyśle
McAllistera dorównywała pustce powodującej ucisk w żołądku i poczucie nieprzeniknionej głębi
oraz pierwsze oszałamiające przeświadczenie, że nic nie jest tak, jak być powinno. Usłyszał ostry
głos dziewczyny:
– Widzę, że nie ma pan pojęcia, iż przez całe generacje okresu niszczycielskich energii,
gildie sprzedawców broni egzystowały jako jedyna ochrona zwykłych ludzi przeciwko niewoli?
Prawo do nabywani a broni...
Przerwała obserwując go spod przymrużonych powiek.
– Po namyśle dochodzę do wniosku, że jest w panu coś szczególnego. Pański osobliwy ubiór.
Nie pochodzi pan z północnych równin, prawda?
W milczeniu pokręcił głową, coraz bardziej strapiony swoimi reakcjami. Nie potrafił jednak
temu zaradzić. Napięcie narastało z chwili na chwilę, stając się niemożliwe do zniesienia, jakby
życiowa sprężyna została rozciągnięta do punktu krytycznego.
Młoda kobieta kontynuowała, tym razem nieco szybciej:
– A po głębszym zastanowieniu dziwi mnie jeszcze bardziej, że policjant, który próbował
otworzyć drzwi, nie uruchomił alarmu.
Poruszyła ręką. Światło odbiło się od metalu jasnego jak stal skąpana w oślepiającym blasku
słońca. Gdy dziewczyna odezwała się po raz kolejny, w głosie nie było słychać nawet cienia
skruchy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]