Alex Delaware 02 - Test krwi, Kellerman Jonathan - CALY CYKL ALEX DELAWARE 1-24 PLUS INNE EBOOKI (puchatek1981)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jonathan Kellerman
Test krwi
(Blood Test)
Przełożyli Ewa i Dariusz Wojtczakowie
Jak zawsze Faye, Jesse’owi i Rachel,
I serdecznej Ilanie
1
Siedziałem w sali rozpraw i obserwowałem, z jaką miną
Richard Moody przyjmuje od sędzi złe wieści.
Moody włożył na tę okazję poliestrowy czekoladowy garnitur,
kanarkowo-żółtą koszulę, wąski krawat i kowbojskie buty ze
skóry jaszczurki. Skrzywił się, zagryzł wargę i wbił wzrok w
sędzię, ta jednak zmierzyła go twardym spojrzeniem, więc w
końcu spuścił oczy i zaczął się wpatrywać w swoje dłonie.
Zauważyłem, że stojący z tyłu sali strażnik czujnie go obserwuje.
Po moim ostrzeżeniu przez całe popołudnie starał się nie
dopuszczać do siebie Moodych, a przed wejściem na salę nawet
skrupulatnie zrewidował Richarda.
Sędzią była Diane Severe, zadziwiająco dziewczęca jak na
pięćdziesięciolatkę, o szaro-blond włosach i wyrazistej życzliwej
twarzy. Zawsze mówiła spokojnie i niezwykle rzeczowo. Nigdy
nie uczestniczyłem w jej rozprawach, lecz doskonale znałem jej
reputację. Zanim rozpoczęła studia prawnicze, pracowała w
opiece społecznej, a teraz – po dziesięciu latach praktyki w sądzie
dla nieletnich i sześciu w sądzie rodzinnym – należała do
nielicznych sędziów, którzy naprawdę rozumieli dzieci.
– Panie Moody – odezwała się – proszę bardzo uważnie
wysłuchać tego, co mam panu do powiedzenia.
Oskarżony przybrał agresywną postawę, garbiąc się i mrużąc
oczy jak barowy ochroniarz. Kiedy jego prawnik szturchnął go,
rozluźnił się i zmusił do uśmiechu.
– Wysłuchałam zeznań doktora Daschoffa i doktora
Delaware’a. Obaj są wybitnymi specjalistami w dziedzinie
psychologii i często występowali jako eksperci w tym sądzie.
Rozmawiałam też na osobności z pańskimi dziećmi,
obserwowałam pańskie zachowanie dzisiejszego popołudnia i
wysłuchałam pana zarzutów wobec eks-małżonki. Podobno
namawia pan własne dzieci do ucieczki od matki, twierdząc, że
zamierza je pan ocalić... – zamilkła na chwilę i pochyliła się do
przodu. – Podsumowując, muszę stwierdzić, że cierpi pan na
poważne problemy emocjonalne, panie Moody.
Uwagi sędzi nie umknął uśmieszek wyższości, który zniknął z
twarzy Moody’ego równie szybko, jak się pojawił.
– Dziwi mnie, że uważa pan zaistniałą sytuację za zabawną,
panie Moody, ponieważ ja określiłabym ją raczej mianem
tragicznej.
– Wysoki Sądzie... – wtrącił prawnik oskarżonego.
Sędzia uciszyła adwokata machnięciem ręki ze złotym piórem.
– Nie teraz, panie Durkin. Nie mam ochoty na kolejne gierki
słowne. To jest końcowy werdykt i pragnę, by pański klient
wysłuchał go z należytą uwagą.
Znów spojrzała na Moody’ego.
– Być może pańskim problemom zdrowotnym da się zaradzić.
Wierzę, że tak jest. Nie mam jednakże wątpliwości, że niezbędna
jest psychoterapia... Potrzebuje pan pomocy psychiatrycznej,
prawdopodobnie wspomaganej lekami. Przyda się ona dla dobra
pana i pańskich dzieci. Mam nadzieję, że okaże się skuteczna. Na
razie zabraniam panu kontaktów z
dziećmi, do czasu, aż
psychiatrzy stwierdzą, że nie stanowi pan już zagrożenia dla
innych. Kiedy przestanie pan grozić ludziom śmiercią i
szantażować ich własnym samobójstwem, porozmawiamy
ponownie. Musi pan zaakceptować rozwód i zacząć wspierać
panią Moody w wychowaniu waszych dzieci. Pańskie słowo,
panie Moody, na razie mi nie wystarczy... Na wniosek sądu doktor
Delaware ustali harmonogram pańskich spotkań z dziećmi.
Wizyty będą się odbywały w obecności wyznaczonego kuratora.
Moody wykonał nagły ruch do przodu. Strażnik natychmiast
zareagował i w okamgnieniu stanął u jego boku. Widząc to,
Moody skrzywił się i opadł na swoje miejsce. Po jego policzkach
spłynęły łzy. Durkin wyjął chusteczkę, podał mu ją i zgłosił
sprzeciw wobec naruszenia prywatności jego klienta.
– Może się pan odwołać od mojej decyzji, panie Durkin –
oświadczyła spokojnie sędzia.
– Wysoki Sądzie... – odezwał się Moody niskim głosem, w
którym czuć było wielkie napięcie.
– O co chodzi, panie Moody?
– Pani nie rozumie... – Załamał ręce. – Te dzieci to całe moje
życie.
Przez moment sądziłem, że sędzia go skarci, ale ona tylko
przyjrzała mu się ze współczuciem.
– Proszę mi wierzyć, że doskonale pana rozumiem. Wiem, że
kocha pan dzieci. Niestety, może pan być dla nich dobrym ojcem
tylko wtedy, gdy uporządkuje pan własne życie. Chcę, by w pełni
dotarła do pana konkluzja ekspertyzy psychiatrycznej: nie może
pan obarczać dzieci odpowiedzialnością za swoje problemy.
Dziecko nie zniesie takiego ciężaru. Syn i córka nie mogą
wychowywać pana, panie Moody! To pan jest człowiekiem
dorosłym, nie one. Przy obecnym stanie umysłu nie może pan brać
czynnego udziału w ich opiece. Potrzebuje pan pomocy.
Moody chciał coś powiedzieć, lecz zrezygnował. Pokręcił
głową i oddał adwokatowi chusteczkę, wyraźnie usiłując
zachować resztki godności.
Podczas następnego kwadransa ustalano podział majątku
Moodych. Nie miałem ochoty słuchać szczegółów na temat ich
skromnego mienia i wyszedłbym, lecz Mai Worthy prosił, żebym
z nim porozmawiał po rozprawie.
Po odczytaniu ostatnich ustaleń sędzia Severe zdjęła okulary i
zakończyła sprawę. Popatrzyła w moją stronę i się uśmiechnęła.
– Poproszę pana na moment do mojego pokoju, doktorze
Delaware.
Odwzajemniłem uśmiech i skinąłem głową. Chwilę później
wstaliśmy i sędzia wyszła z sali rozpraw.
Durkin wyprowadzał Moody’ego pod czujnym okiem
strażnika.
Przy drugim stoliku Mai usiłował podnieść na duchu Darlene
Moody. Poklepał ją po pulchnym ramieniu, po czym zebrał
dokumenty i spakował je do jednej ze swoich dwóch walizeczek.
Mai był człowiekiem bardzo sumiennym, toteż podczas gdy inni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]