Aleksandra Ripley - Dziedzictwo nowoorleańskie, 1, NOWOŚCI ebook
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALEXANDRA RIPLEY
DZIEDZICTWO NOWOORLEAŃSKIE
PROLOG
Dzień po dniu młoda kobieta siadywała na porośniętym bujną trawą stromym brzegu
szerokiej, mulistej rzeki. W koszyku u jej boku spało dziecko.
Od czasu do czasu nachylała się nad nim, Ŝeby poprawić okrycie lub po prostu popatrzeć na
twarzyczkę i rączki maleństwa. Potem sięgała po odłoŜone na bok pióro i papier, i znów zaczynała
pisać.
- Nie mogę uwierzyć, Ŝe byłam kiedyś tak idiotycznie młoda - zwierzyła się córeczce - ale
byłam. Ciebie nie będę okłamywać. Nigdy. To właśnie dla niej spisywała historię swego Ŝycia.
Wszystko wskazywało na to, Ŝe sama w przyszłości będzie mogła ją opowiedzieć. Nauczyła się
jednak, Ŝe Ŝycie jest pełne niespodzianek, i Ŝe niektóre z nich bywają niebezpieczne.
Na dole kaŜdej strony pisała: „Kocham cię”.
KSIĘGA PIERWSZA
1.
Skrzynka była tajemniczym i przez to najbardziej podniecającym prezentem, jaki Mary
kiedykolwiek dostała.
Jej przyjaciółki przyglądały się skrzynce przez chwilę, potem popatrzyły po sobie,
niepewne co właściwie powinny powiedzieć.
- Otwórz ją, Mary! - wykrzyknęła jedna z nich, starając się, by zabrzmiało to
entuzjastycznie.
- Jeszcze nie teraz - odpowiedziała. Dotknęła ręką starej, poplamionej i poobijanej
drewnianej skrzynki. Był to gest pełen miłości. W drugiej ręce trzymała list, który nadszedł wraz z
podarkiem. Kartki szeleściły w jej drŜących palcach.
- Przeczytaj to, Sue - powiedziała, wręczając list swojej najlepszej przyjaciółce. - Mój głos
za bardzo drŜy.
Sue gwałtownie wyrwała jej list, nie ukrywając juŜ palącej ciekawości.
„Moja najdroŜsza Mary - czytała na głos - ta skrzynka jest prezentem od Twojej matki...” -
Podniosła wzrok na inne zebrane w pokoju dziewczęta. Nie ukrywały swego zdziwienia. Wszystkie
wiedziały, Ŝe pani MacAlistair nigdy nawet nie pisała do Mary, a tym bardziej nie przysyłała
prezentów. Pudła słodyczy z eleganckich sklepów i kunsztownie ilustrowane ksiąŜki, choć
zabronione w klasztornej szkole - przychodziły od jej ojca. Sue pośpiesznie wróciła do listu.
„NajdroŜsza Mary - powtórzyła - ta skrzynka jest prezentem od Twojej matki, nie ode mnie.
Powiedziała mi, Ŝe kobiety z jej rodziny przechowują w niej tajemnicze skarby. Otrzymała ją od
swojej matki. Jej matka z kolei od swojej i tak dalej, od wielu pokoleń. Zgodnie z tradycją skrzynkę
dostaje najstarsza córka w dniu swoich szesnastych urodzin i przechowuje ją do czasu, gdy z kolei
jej córka osiągnie ten wiek.”
Sue przycisnęła list do sztywnego, płóciennego gorsu szkolnej sukni.
- Nigdy nie słyszałam czegoś równie romantycznego - powiedziała. - Czy masz zamiar to
otworzyć, Mary? JuŜ prawie twoje urodziny. Jutro skończysz szesnaście lat.
Mary, pogrąŜona w marzeniach, nie usłyszała pytania przyjaciółki.
Często marzyła. Kiedy była mała, odkryła, Ŝe moŜe Ŝyć w pięknym, szczęśliwym świecie
swojej wyobraźni, nawet gdy wokół jest brzydko i smutno. W świecie marzeń, to czego pragnęła,
było prawdą, lub wkrótce mogło się nią stać, a wszystko co bolesne przemijało, lub nigdy się nie
zdarzyło.
Teraz wyobraŜała sobie, Ŝe otwiera skrzynkę, stojąc obok swojej mamy, gotowa dzielić z
nią wszystkie sekrety. Mama była tą samą piękną i pachnącą kobietą, którą Mary zawsze
podziwiała. I wcale nie tak niedostępną i surową. Kochała swą córkę, czekała jedynie, aŜ ta
skończy szesnaście lat, Ŝeby to okazać.
Mary potrząsnęła głową. To nie sen. Ta masywna skrzynka to dowód miłości jej matki.
Przytuliła policzek do szorstkiego wieka. Pogładziła je dłońmi, zapominając, jak dotąd robiła -
schować swe dziwne palce. W tym momencie nie wstydziła się ich nienormalności, tego Ŝe
serdeczne i małe palce są równe długością.
Sue potrząsnęła listem.
- Mary! - miała wprawę w budzeniu przyjaciółki z „głupot”, jak nazywała jej marzenia. -
Mary, czy mam czytać dalej?
Mary usiadła wyprostowana i połoŜyła dłonie na kolanach.
- Proszę, czytaj. Dalszy ciąg jest jeszcze lepszy.
„Tradycją jest równieŜ - czytała Sue - Ŝe Ŝaden męŜczyzna nigdy nie dowiaduje się, co jest
w skrzynce. Wiem, Ŝe twoja matka włoŜyła tam przed ślubem swój skarb. Gdybyś i ty chciała coś
kupić i umieścić w niej, załączam kilka banknotów. Obiecuję nigdy nie zapytać na co je wydałaś.”
Podpisane: „Twój kochający ojciec.”
Sue wpatrzyła się w pieniądze w kopercie. Jej oczy i usta zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Mary! - westchnęła - jesteś bogata! Musisz tylko otworzyć skrzynkę. Na pewno jest pełna
brylantów!
Reszta dziewcząt przyłączyła się chórem do prośby Sue, otwórz ją! otwórz! Okrzyki
wyrwały Mary z zamyślenia.
Jednak sprowadziły równieŜ siostrę Josephę. Jej gładkie zwykle czoło przecinały
zmarszczki.
- Dziewczęta! Dziewczęta! - beształa je. - ChociaŜ jutro kończycie szkołę, dzisiaj
obowiązują was jeszcze tutejsze reguły. To jest godzina ciszy i medytacji.
- AleŜ siostro, Mary ma... - osiem podekscytowanych głosów usiłowało jednocześnie
opowiedzieć młodej zakonnicy o prezencie, który otrzymała Mary. Josepha zdołała je wreszcie
uciszyć, ale sama była zbyt zaciekawiona, Ŝeby odejść, gdy dziewczynka zgodziła się wreszcie
otworzyć skrzynkę.
Kiedy Mary zdjęła pokrywę, ze skrzynki wydobył się zapach minionego czasu, jakby
ususzonych róŜanych płatków. Coś w środku zalśniło we wpadającej przez okno smudze
słonecznego światła.
- Złoto! - wykrzyknęła Sue.
Mary wyjęła cięŜki, złoty łańcuch. Podniosła go wysoko, Ŝeby wszyscy mogli zobaczyć
zawieszony na nim medalion wysadzany drogimi kamieniami. Z ust dziewcząt wydobył się okrzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]