Allen MacBride Roger - Zwycięstwo na Centerpoint, Star Wars - Gwiezdne Wojny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ZWYCIĘSTWO NA CENTERPOINTTom III trylogii KORELIAŃSKIEJROGER MacBRIDE ALLENPrzekładANDRZEJ SYRZYCKITytuł oryginałuSHOWDOWN AT CENTERPOINTRedakcja stylistycznaKATARZYNA STACHOWICZ-GACEKRedakcja technicznaANNA BONISŁAWSKAKorektaJOANNA CIERKOŃSKAIlustracja na okładceDREW STRUZANOpracowanie graficzne okładkiSTUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBERSkładWYDAWNICTWO AMBERCopyright Š 1995 by Lucasfilm, Ltd & TMAll rights reserved. Used under authorization.Published originally under the titleShowdown at Centerpoint by Bantam BooksFor the Polish editionŠ Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 1999ISBN 83-7245-233-4Dla Mandy Slater,która była przy mnie, kiedy to się zaczęłoOD AUTORAPragnšłbym podziękować Tomowi Dupree, Jennifer Hershey i wszystkim innym zacnym ludziom z wydawnictwa Bantam Spectra, którzy przez cały czas, kiedy pisałem te powieci, okazywali mi ogromne zaufanie. Chciałbym także przekazać wyrazy wdzięcznoci Eleanor Wood i Lucienne Diver za poparcie i skuteczne dbanie o finansowe aspekty całego przedsięwzięcia.Pragnę też podziękować swojej żonie, Eleanore Fox, która - aczkolwiek miała na głowie tyle spraw - musiała się uczyć nowego języka i pakować wszystko, czego wymagała przeprowadzka do Brazylii. Z pewnociš miałaby lżejsze życie, gdyby pod jej nogami nie plštał się pewien powieciopisarz. Mimo to doskonale sobie poradziła w trudnej i nietypowej sytuacji. Nic dziwnego; Ministerstwo Spraw Zagranicznych Stanów Zjednoczonych zatrudnia tylko najlepszych. A przynajmniej tak się stało w jej przypadku.Dziękuję także Mandy Slater, koleżance i powierniczce, której zadedykowałem niniejszš ksišżkę. Była tam - w kuchni pewnego mieszkania w Waszyngtonie - kiedy zadzwonił telefon, powołujšcy mnie do czynnej służby jako autora powieci z cyklu Gwiezdne Wojny". To włanie Mandy pomogła mi dojć do przekonania, że dam sobie radę z tym wyzwaniem. I jeżeli się okaże, że rzeczywicie sobie poradziłem, proszę wszystkich, którzy jš spotkajš, aby powiedzieli jej, iż miała rację.Rzecz jasna, pewien problem może stanowić spotkanie Mandy. Ostatnio, kiedy jš widziałem, przebywała w Nowym Orleanie, a przyleciała tam z Rumunii przez Londyn, po czym miała niedługo lecieć do Chicago. Przedtem spotkałem się z niš we Fresno w Kalifornii, gdzie była jednym z goci na moim weselu; jeszcze przedtem w Londynie, a przed Londynem - jeli mnie pamięć nie myli - w Toronto. Po pewnym czasie trudno sobie przypomnieć, dokšd i kiedy podróżowała. Niemniej jednak, Mandy, bardzo dziękuję.Jeżeli mowa o podróżowaniu, jednš z długoletnich i dobrych tradycji powieci z cyklu Gwiezdne Wojny" jest to, że wszystko dzieje się wszędzie naraz. Obawiam się, że drugš ksišżkę tej trylogii napisałem niemal w całoci w Waszyngtonie i jego okolicach - no, może jeszcze trochę w trakcie podróży do Filadelfii i Nowego Jorku. Trzecia powieć powstała nie tylko w takich miejscach jak Aarlington w Wirginii, Bethesda w Maryland i kilku innych miejscowociach o podobnych nazwach, ale także w Nowym Jorku, Miami, na Karaibach i nad Amazonkš, w Sao Paulo i w Brasilii. Została zredagowana w Bethesda, w Norfolk w Wirginii, w Atlancie i Montgomery w Alabamie oraz w Biloxi w stanie Missisipi. Jeżeli to nie oznacza dla was wystarczajšco dużej ruchliwoci, będziemy musieli porozmawiać.I jeszcze jedna uwaga, dotyczšca niebezpieczeństw zwišzanych z dedykowaniem czegokolwiek nauczycielkom angielskiego. Jak pamiętacie, drugi tom tej trylogii zadedykowałem Beth Zipser i jej mężowi Mike'owi. Wiele księżyców temu, kiedy uczęszczałem do jedenastej klasy, Beth uczyła mnie angielskiego, a obecnie bardzo kiepsko gra w pokera. Kiedy się dowiedziała o tej dedykacji, tak się przejęła, że natychmiast przystšpiła do działania - i zaczęła przeglšdać maszynopis w nadziei, że wyłapie błędy gramatyczne. Niech się to stanie dla was ostrzeżeniem, żeby zawsze dawać z siebie jak najwięcej. Nikt z nas przecież nie wie, kiedy nasza nauczycielka angielskiego zechce się zajšć sprawdzaniem, co pozostało z jej nauki.Roger MacBride Allen kwiecień 1995Brasilia, BrazyliaROZDZIAŁ1CORAZ BLIŻEJ- Czcigodny Solo, stracilimy ogromnie dużo czasu! - zapiszczał głos Drackmus w odbiorniku interkomu. - Jeżeli nie odzyskamy panowania nad sterami, wlecimy w górne warstwy atmosfery szybciej niż się spodziewamy!Urzšdzenie wydało zduszony skowyt i umilkło. Widocznie albo system łšcznoci z kabinš stożkostatku odmawiał posłuszeństwa, albo Han miał wielkie szczęcie i Drackmus zaczynała tracić głos. To byłoby naprawdę co wspaniałego.Przełšczył urzšdzenie na nadawanie i postarał się skupić na wykonywanej pracy.- Nie goršczkuj się tak, Drackmus - odparł, a właciwie prawie krzyknšł. - Twój nadajnik interkomu powinien zostać poddany szczegółowym oględzinom. Powiedz czcigodnej pani pilot Salculd, że włanie skończyłem.Dlaczego, na miłoć wszechwiata, wszystkie awaryjne naprawy na pokładzie statku musiały być dokonywane w takim popiechu? - pomylał z goryczš. - Czego nie dałbym za to, żeby mieć teraz u boku Chewbaccę!- Dlaczego mam się nie goršczkować? - usłyszał z odbiornika komunikatora. - Czy temperatura mojego ciała może mieć co wspólnego z przestrzeganiem procedur bezpieczeństwa?Han westchnšł i ponownie wcisnšł guzik nadajnika.- To tylko takie wyrażenie - powiedział. - Chodziło mi o to, żeby zachowała cierpliwoć - dodał szybko, starajšc się nie tracić własnej.Drackmus była Seloniankš, a większoć Selonianek nie lubiła latać. Można było to zrozumieć, jako że żyły przeważnie pod powierzchniš gruntu, ale zmuszony do wykonywania rozkazów cierpišcej na agorafobię istoty Han miał wrażenie, że niedługo oszaleje.Dokonał ostatniego przełšczenia, zatrzasnšł klapę ostatniego panelu i zacisnšł kciuki, żeby się udało. To powinno wystarczyć - powiedział sobie. Najwyższy czas, żeby wreszcie co funkcjonowało, jak powinno. Jeżeli stożkostatek, na którego pokładzie się znajdował, był typowym przykładem w swoim rodzaju, pozostałe seloniańskie gwiezdne jednostki także nie grzeszyły niezawodnociš. Han przestawił dwignię przełšcznika zasilania i zaczekał, aż system inwertera obudzi się do życia.Zaczynał wštpić, czy był przy zdrowych zmysłach, kiedy zgłosił się na ochotnika, aby sprowadzić włanie ten stożkostatek z mroków przestworzy na powierzchnię Selonii. Mógł życzyć obu Seloniankom wiele szczęcia, a potem pożegnać się i odlecieć na pokładzie Ognistej Jade". Przypuszczał jednak, że kiedy co powinno być zrobione, a tylko on potrafił to zrobić, zgłaszanie się na ochotnika miało w sobie co z przymusu. Prawdę mówišc, Han nie miał wielkiego wyboru. Nie mógł zostawić Drackmus na łasce losu. Zacišgnšł wobec niej pewien dług... wobec niej i jej ziomków.Co więcej, Drackmus wyranie owiadczyła, że musi wylšdować włanie tym stożkostatkiem. Jej ziomkowie nie mogli sobie pozwolić na pozostawienie w przestworzach jakiejkolwiek jednostki - bez względu na to, jak mało sprawnej albo zawodnej. Nie nazwany stożkostatek mógł przypominać stertę latajšcego złomu, ale Drackmus uwiadomiła Hanowi, że i tak jednostka jest w lepszym stanie niż cokolwiek, czym Selonianki dysponowały w tej chwili. A cilej, w lepszym stanie niż jakakolwiek inna jednostka, jakš miała do dyspozycji Nora Hunchuzuc i należšcy do niej Republikanici.- Pospiesz się, czcigodny Solo! - zawołała ponownie starsza Seloniankš.Dlaczego ten interkom nie mógł pójć w lady wszystkich innych urzšdzeń, jakie raz po raz odmawiały posłuszeństwa? Han uderzył otwartš dłoniš we włšcznik nadajnika.- Przygotuj się, Drackmus - ostrzegł. - Pani pilot Salculd, proszę zwracać uwagę na wskazania mierników poboru mocy!wiadomoć tego, że opowiada się po stronie Nory Hunchuzuc, uspokajałaby go trochę bardziej, gdyby wiedział, kim albo czym jest owa tajemnicza Nora... Był pewien jedynie tego, że Hunchuzuc jest częciš amorficznej frakcji mieszkajšcych na Korelii Selonian, którzy nadal - o ile Drackmus wiedziała - tworzyli sojusz seloniańskich Nor, uważajšcych się za Republikanistów i popierajšcych Nowš Republikę. Wiedział również, że stara się im pomóc.Drackmus należała do Nory Hunchuzuc i albo porwała Hana, albo uwolniła go z więzienia Thrackana Sal-Solo... a może i jedno, i drugie. Han nadal nie był tego pewien. Wszystko wskazywało na to, że Hunchuzuc toczy walkę ze sprawujšcš władzę na samej Selonii Supernorš. Walka ta nie miała jednak nic wspólnego ze zmaganiami Nowej Republiki z różnymi ugrupowaniami rebeliantów. Ci ostatni pragnęli przejšć władzę na planetach systemu Korelii. Zapewne tylko w wyniku zbiegu okolicznoci działo się to w tym samym czasie. Supernorš trzymała stronę Absolutystów, dšżšcych do całkowitego uniezależnienia się Selonii od jakiejkolwiek innej władzy. Możliwe, że członkowie Nory Hunchuzuc sprzyjali Republikanistom, a Supernorš popierała Absolutystów; Han jednak zaczynał dochodzić do wniosku, że chyba żadna z walczšcych stron nie dšży zbyt energicznie do osišgnięcia celu. Wyglšdało na to, że każdej Norze najbardziej zależy na pokonaniu swoich politycznych przeciwników.Han uwiadamiał sobie jeszcze kilka innych prawd. Pamiętał o tym, że uwalniajšc go z celi okrutnego krewniaka, Drackmus ocaliła mu życie. Co więcej, podjęła ryzyko i traktowała Hana jak równego sobie. Nie mógł przecież zapomnieć o tym, że to członek jego rodziny - Thrackan Sal-Solo - traktował krewnych Selonianki z wyjštkowym okrucieństwem. Zgodnie z przyjętymi na Selonii standardami postępowania to wystarczyło, żeby uważać Hana za złoczyńcę, m...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]