Aleks i Angel - Dixie Browning, Romanse(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DIXIE BROWNING
Aleks i Angel
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Czuł się stary. Dokładnie tak: stary! Gdzie podziały się
dawne marzenia, ambicja pełna nieskażonych ideałów, czysta
radość z poczucia, że jest mężczyzną w najlepszych latach
swego życia? Problem w tym, że człowiek ma za sobą owe
najlepsze lata, zanim zda sobie z tego sprawę. Potem pozo­
staje tylko starość.
Aleks Hightower wychodził z biura zmęczony. Było mu
gorąco. Myślał o kobiecie, z którą miał się spotkać za parę
godzin, i próbował wykrzesać z siebie choć iskrę pożądania.
Na miłość Boga, miał tylko trzydzieści osiem lat! Był z niego
kawał chłopa: metr osiemdziesiąt sześć wzrostu, osiemdzie­
siąt kilo wagi. Gdzieś w tym wielkim ciele powinny tułać się
choć resztki hormonów!
Pomyśl, człowieku, mówił sobie, jest się za co brać! Długie
nogi, ciało jak gładki jedwab, zmysłowe, pełne usta. Okrągłe
piersi, miękkie i sprężyste. Wyobraź sobie... Splecione ciała
na pomiętych prześcieradłach, namiętne szaleństwo, po któ­
rym człowiek aż drży z wyczerpania, a mimo to marzy, żeby
jeszcze raz...
- Seks, stary, seks... przestaw się wreszcie - mruczał,
skręcając w stronę domu. - Rzuć w diabły tę wystawę mebli
i cholerne biuro!
Otworzył frontowe drzwi domu z białej cegły, w którym
mieszkał ze swą czternastoletnią córką. Najpierw chłodny
prysznic, pomyślał, potem porządny drink i może w głowie
ALEKS 1ANGEL
7
ny przyznać, że mało się zna na kobiecej naturze, choć przed­
stawicielki płci pięknej wchodziły mu w drogę od czasu, kie­
dy skończył piętnaście lat. Mimo to uważał, że dama w wieku
lat czternastu nie musi przytwierdzać sobie do ucha pół kilo­
grama żelastwa!
- Ale, tatusiu, każda dziewczyna ma kolczyki. Będę wy­
glądać jak goła!
- Masz dopiero czternaście lat...
- Czternaście i pół, czyli praktycznie piętnaście, a to zna­
czy, że prawie szesnaście... A wtedy można już prowadzić
samochód i wyjść za mąż, i robić prawie wszystko. Znam trzy
dziewczyny, które już są w ciąży!
Poczuł się starszy o dobre dziesięć lat.
- ...Dlatego tylko, że jesteś już stary i zapomniałeś, co to
znaczy dobra zabawa, ja mam żyć jak pięcioletnie dziecko
w klasztorze!
- Wydaje mi się, że pięcioletnich dzieci nie przyjmują
jeszcze do klasztoru - zauważył. - A teraz idź umyć twarz
- dodał, widząc, że córka znów robiła eksperymenty z maki­
jażem. - Szybko, jeśli mogę cię prosić. Jestem spóźniony.
Po chwili sprawdził rezultaty mycia, zbywając milczeniem
kolczyki. W jednym uchu Sandy miała coś małego, czemu
lepiej było nie przyglądać się z bliska, w drugim dyndający
zestaw części zamiennych, może do perpetuum mobile. Wi-
szące blaszki ocierały się o jej chudy bark.
Czyżby naprawdę był aż takim zrzędą? Córka oskarżała go
o to średnio trzy razy w tygodniu.
Przeniósł wzrok na stojącą obok lustra fotografię Sandy.
Miała wtedy jedenaście lat. Odziedziczyła po nim włosy ko­
loru jasnoblond i przejrzyste, szare oczy. Na tym ich podo­
bieństwo się kończyło, chyba na szczęście. Po Dinie odzie­
dziczyła piękny owal twarzy i nieskazitelne rysy zamiast jego
garbatego nosa i mocnej, kwadratowej szczęki. Nie miał ni­
gdy złudzeń co do swojej urody, która zresztą nie była mu aż
tak potrzebna. Pieniądze są lepszym afrodyzjakiem.
Niech to diabli, znowu się spóźni! Pani Halsey przycho­
dziła ostatnio po umówionym czasie, a Sandy nie omieszkała
przedstawić swojego zdania o tym, czy opiekunka jest jej
w ogóle potrzebna, kiedy ojciec wychodzi wieczorem. Ucie­
kała do swojego pokoju i słuchała czegoś, co według niej
nazywało się muzyką. Od tej „muzyki" kryształy wielkiego
kandelabru w jadalni trzęsły się tak, jakby miały za chwilę
pospadać na podłogę.
Zanim zszedł na dół, zapukał do jej drzwi.
- Sandy? Wrócę przed dwunastą. - Wystarczająco dużo
czasu, żeby wypić drinka, zjeść kolację i wpaść na pożegnal­
ny kieliszek, pomyślał. - Gdybyś czegoś potrzebowała, będę
w klubie. - Nie doczekał się odpowiedzi. - Z Carol. - Sandy
milczała. Z jej pokoju dobiegał tylko dziki łomot elektrycz­
nych gitar oraz odgłosy zderzenia dwu towarowych pociągów.
Ani on, ani domowy lekarz nie mogli przekonać jej, że to
szkodzi na słuch. Młoda dama wiedziała swoje. - Sandy?
Zobaczymy się rano, kochanie. A przy okazji, chyba mówi się
„wapniaczy" albo „wapniakowaty", jeśli już tak to chcesz
określić...
Z westchnieniem rezygnacji zszedł w dół po pięknych,
rozszerzających się łukowato schodach i zajrzał do salonu.
Pani Halsey w skupieniu przyglądała się półnagim męskim
modelom, defilującym rzędem na ekranie telewizora. Nawet
nie spojrzała w jego stronę. Wzruszając ramionami, wyszedł
na umówioną kolację.
Może powinien poprosić Carol, żeby porozmawiała z San­
dy? Może znajdą wspólny język? W każdym razie warto spró­
bować.
Taka próba oznaczała jednak pewne ryzyko...
Carol English miała wszystko to, co każdy mężczyzna
chciałby widzieć w kobiecie. Atrakcyjna, inteligentna, dobrze
wychowana, z klasą. Ukończyła żeńską szkołę średnią i żeń­
ski college. Do diabła, była wcieleniem kobiecości. Dlaczego
nie spróbować? Przecież nie może być już gorzej niż teraz.
Córka oddala się od niego coraz bardziej. Cytuje już nawet
poglądy tych zbawców społeczeństwa, którzy zachęcają mło­
dzież do wyrwania się spod opieki rodziców i życia na własną
rękę.
Podejrzewał, że Carol od dawna widzi się w roli pani High-
tower, żony Aleksa Hightowera Trzeciego, ale on nie był
jeszcze gotów do roli jej męża. Parę razy wysłał Carol i Sandy
na wspólne zakupy, wiedział jednak, że jeśli posunie się choć
trochę dalej, może znaleźć się w sytuacji bez wyjścia.
Zrobiłby wszystko dla dobra swojej córki, póki jeszcze
żyje i oddycha.
Ale ożenić się?
Z drugiej strony, czemu nie? Przecież pasowali do siebie,
on i Carol. To na pewno lepsze, niż ryzykować poważny
związek z obcą kobietą. Wolałby wreszcie mieć uregulowane
życie seksualne; ostry trening na basenie to marny substytut
tego, czego mu naprawdę trzeba. Brakowało mu też przyjaznej
duszy, kogoś bliskiego. To miało szansę spełnić się w małżeń­
stwie. Prawdę mówiąc, z Diną się nie spełniło.
Z Diną również seks nie był tak fascynujący, jak to sobie
wyobrażał. Teraz jednak był starszy, bardziej doświadczony.
Łatwiej będzie pogodzić się z faktem, że nie tylko te sprawy
stanowią o sukcesie w życiu przeciętnego mężczyzny. Dla­
czego więc nie spróbować? To mogłoby być dobre dla Sandy:
jeszcze jedna kobieta w domu oprócz pani Gilly, która była
tu bardziej instytucją niż pomocą domową. Znał Carol od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl