Alter Kacyzne- remedium-dla-literatow, Wolnelektury.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Ta lektura,podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stroniewolnelektury.pl.Utwór opracowany został w ramach projektuWolne Lekturyprzezfun-dację Nowoczesna Polska.ALTER KACYZNERemedium dla literatówł. ł Jeśli człowiek sam sobie szkodzi, to niech nie ma pretensji do innych. Leon Brojnerz powodu czyjegoś tam miłosnego liściku do swojej żony zniszczył własne życie rodzinne.Kim zaś był autor tego liścika, Leon po dziś dzień nie wie. Słowem, sam sobie stwo-rzył piekło i pogrążył się w nim. Wśród jego przyjaciół i znajomych nie znalazł się nikt,kogo by nie podejrzewał o romans ze swoją żoną. W rezultacie opuścił dom i stał sięmizantropem. Znienawidził wszystkie kobiety. Uznał je za zdradliwy gatunek ludzki.Jednocześnie zapałał nienawiścią także do mężczyzn, bo wszyscy oni w jego mniemaniusą z natury uwodzicielami. Za jedynego sprawiedliwego uznawał tylko siebie. Ale jedensprawiedliwy w dzisiejszej Sodomie to za mało. Czasem Leon myślał też, że jest jedy-nym, nieuleczalnym głupcem na świecie. Głupcem, który karał samego siebie. Chybasam diabeł go podkusił, żeby opuścić dom rodzinny. Basia przecież nic mu nie powie-działa. Wyszło na to, że to ona była pokrzywdzona. On jednak uciec z domu musiał, boczuł, że nie zdoła zapanować nad sobą, że jeszcze chwila i podniesie na nią rękę. A tegoLeon nie chciał.Basia wciąż milczała. Patrzyła na niego, a w jej oczach co chwila pojawiały się błyski.Leon natomiast był tak wzburzony, że wyrywał sobie włosy z głowy i wykrzykiwał podjej adresem gorzkie i głupie słowa. Wreszcie Basia się odezwała:— Obrażasz mnie!— Jak to? A list?— Nic się takiego nie stało, Leonie.— Dlaczego więc nie powiesz mi, kto napisał ten list?Spojrzała nań gniewnie i szyderczo zarazem.— A jak ci powiem, to się uspokoisz? Poczujesz ulgę? Taki jesteś ciekawski, a przecieżpowiadają, że to cecha kobiet.— Powiedz, kochasz go?— Nie wiem. Może.Leon nie posiadał się ze zdumienia. Jak to się stało, że w tym delikatnym, czystym,niewinnym ciele ukryły się takie złe, brudne, fałszywe moce diabelskie?Za nic nie mógł tego pojąć. Nawet teraz, kiedy mieszkał z dala od niej i siedzącw swojej samotni miał dużo czasu na myślenie.Z jednego zdawał sobie sprawę. Był pewny, że musiał opuścić dom, inaczej zbiłbyBasię. Tylko tego brakowało.Doskonale rozumiał i współczuł mężom, którzy biją niewierne żony. On także bił.Zaciskając zęby i płacząc w swojej samotni, niemiłosiernie okładał Basię pięściami… Rzeczjasna, w wyobraźni.Kochanka Basi też by załatwił, ale nie wiedział, kto nim jest. Toteż jego pięści trafiaływ próżnię. Nie ma tego amanta. Jest tylko liścik i uparte milczenie Basi. Dopiero terazLeon poczuł gorzki smak braku informacji o sprawach, które dotyczą go bezpośrednio.Mniejsza już o dom i o Basię. Chodzi o jedyne dziecko, z którym się rozstał z nie dokońca wyjaśnionego i chyba mało ważnego powodu. Ale zaraz, zaraz! Ten powód jestjednak istotny, inaczej by chyba nie uciekł z domu. Dobrze, ale czy sprawa została wyja-śniona? Być może nigdy nie zdoła jej wyjaśnić. Jedno nie ulega wątpliwości. Życie jegojest zrujnowane.ZdradaLeon Brojner był zdolnym pisarzem. Nie poruszały go ludzkie nieszczęścia. Dla niegonieszczęście było tylko tematem noweli. Człowiek, który stracił ręce i nogi, mógł byćdla niego nawet tematem humoreski. I teraz ten pozbawiony rąk i nóg bohater jegohumoreski zjawił się przed oczami cierpiącego Leona.— Zgrzeszyłeś piórem! — powiedział do Leona. — Bardzo zgrzeszyłeś! Czy to prze-żywałeś, kiedy na papierze uczyniłeś mnie nieszczęśliwym kaleką?To prawda! Serce go z tego powodu nie bolało. On, pisarz, twórca bohaterów, z który-mi powinien dzielić ból, wcale się nie przejmował ich losem. Nie współczuł im, ponieważsam nie cierpiał. Nie zaznał łaski cierpienia. Teraz, kiedy nagle zobaczył świat przez pry-zmat własnego bólu, doznał szoku. Wszystko, co dotąd napisał, wydało mu się sztucznei nieprawdziwe. Błahostki. Widocznie dobrze opanował sztukę pisarską, bo potrafił olśnićczytelnika barwnym, powierzchownym opisem, pełnym wyszukanych słów. Nie, Leonnie będzie więcej pisał. Odsunął się od biurka i starał nie patrzeć na swoje pióro. Niechzardzewieje. A jeśli zacznie pisać, to będzie pisał nie atramentem, ale krwią. Krwią zeswego serca. Pisarz bowiem, który w sercu przechowuje „czerwony atrament”, który ob-darzony jest łaską cierpienia, staje się oszczędny w słowach. Patrzy z zazdrością na kartkę,która pierwsza utrwali to czerwone, z serca płynące słowo. Leon nie mógł się rozstać zesłowami, które zbierały się w jego sercu. Czuł je tak, jakby były dojrzałymi, czerwonymijabłkami. Czuł ich ciężar, wyczuwał, że są soczyste, i zamiast sięgnąć po pióro, zacząłkrążyć po pokoju z założonymi rękami. Miał złudzenie, że pisze.— Koledzy literaci! Dla nas własne cierpienia to duchowa dezynfekcja. Życzę wam,żebyście tych cierpień mieli jak najwięcej.Leon nie myślał jednak o swoim nieszczęściu. Snuł w myślach powieść, która za-czynała się od tańca Hanki w atelier Rytowa. Ten oto epizod nabrał w jego wyobraźnikrwi i barwy. Zabrzmiał jak prawdziwy krzyk duszy. Co za wspaniały poemat mógłbypowstać ze smagłego ciała i wielkiego cierpienia, jeśli taniec Hanki był pierwszym jegoakordem. Temat poematu przerastał jednak bohaterkę. Jeśli Hanka posłużyła za model-kę do nagrodzonego obrazu Rytowawa,to była w tym zasługa jej ciała. Leon jednakchciał wydobyć z Hanki coś więcej niż piękne ciało. Chciał wydobyć z niej cierpiącą duszę.Jednak Hanka, którą Leon znał, była dla jego poematu zbyt słabym wzorem bohaterki.Gdyby tylko o Hance wiedział więcej niż o swojej Basi i sobie samym! Gdyby tylko więcejwiedział o tych wszystkich mglistych, poplątanych drogach, które doprowadziły go donieszczęścia.I nagle Leon stracił zaufanie do swojej niegdyś niezawodnej intuicji. Poczuł się jakpies gończy, który zgubił ślad. Było to ze wszech miar bolesne uczucie. Pozbawiło go siłytwórczej i zostawiło sam na sam z cierpieniem. Dotychczas potrafił znaleźć pocieszenieprzez wnikanie w cudze cierpienia. Na własne cierpienia nie miał czasu.Dziś miał czasu aż za dużo. Stał się odludkiem. Pędził żywot mnicha. Interesowałago tylko redakcja. Jedynym człowiekiem, który przynosił mu wieści ze świata, był Szajke.On znalazł drogę do jego samotni.Z początku Leon przyjął go niezbyt życzliwie. Był bowiem zły na cały świat.— Skąd się tu wziąłeś? — ryknął. — Jak tu trafiłeś? Kto ci powiedział?Szajke spokojnie i dobrodusznie odpowiedział:— Basia.Rozdygotany Leon chwycił go za ramię tak mocno, jakby to były nie ręce, ale obcęgi:— Przychodzisz do Basi? Co masz do niej?— Puść, Leonie! Zabierz ręce!Skośne oczy Szajki nagle się zaokrągliły. Zacisnął zęby mocno, energicznie wyrwał sięz żelaznych objęć Leona, zdumionym wzrokiem zmierzył literata-samotnika i zawołał:— Idioto, o co ty mnie podejrzewasz?Szajke poczuł się dotknięty do żywego podejrzeniem Leona, łzy stanęły mu w oczach.Leon zaczął go przepraszać. Długo trwało, zanim Szajke dał się udobruchać. Ten właśnieincydent umocnił ich przyjaźń. Tylko Szajke go odwiedzał. Był jedyną nicią wiążącą goz utraconym domem. Poza tym Szajke był również zaprzyjaźniony z Basią, z czego nierobił tajemnicy. Za każdym razem przynosił Leonowi pozdrowienia od dziecka. Leon byłmu za to bardzo wdzięczny. O Basię nie pytał. Wiedział, że Szajke nie jest człowiekiem,który będzie Basię szpiegował. Skoro Leon nie pytał, Szajke milczał. Remedium dla literatówCierpienieNagle Szajke przestał się pokazywać. Trwało to około dziesięciu dni. Tak samo naglei nieoczekiwanie dla Leona Szajke znowu pojawił się w jego samotni. Wpadł z impetemdo pokoju Leona, z gołą głową o czerwonorudej czuprynie i z mnóstwem nowin.—a l t w¹Leonie! Izrael został ojcem!—a l t w.Syn czy córka?— Biedak zawsze ma szczęście. Wyobraź sobie, że i syn, i córka. Ta jego chuda, wątłażona urodziła mu bliźnięta.— Z kobietami nigdy nic nie wiadomo.— Mówią, że jego Dina miała ciężki poród. O mało nie umarła.— Wyobrażam sobie, jak cierpiała.Leon bardzo się tym przejął, był wprost wstrząśnięty. Ostatnio przeżywał cierpie-nia ludzi już nie tylko w wyobraźni. Odczuwał je fizycznie, wszystkimi fibrami duszy,wszystkimi nerami.— I dlatego tak długo cię tu nie było?— Nie. W ostatnich dniach nie było mnie w Warszawie. Przyjechałem już po wszyst-kim. Wyobraź sobie, że przeżyłem romantyczną przygodę. Bohaterką mego romansujest… Hanka.— Hanka? Właśnie ta Hanka?— Czemu się dziwisz?Leon aż podskoczył z wrażenia:— Opowiadaj! Mów! To bardzo interesujące. Przecież to dzięki mnie poznałeś Hankę.— Ale ta cała historia jest przedziwna. Obawiam się, że nie uwierzysz.— Dlaczego mam nie wierzyć?— Czy wierzysz w Szamara²?— Hm…— Leon się trochę skrzywił. Pod wpływem własnego bólu. Do swojej po-wieści nie potrzebował „szamarowej” bohaterki.Przełożył z jidyszMichał FriedmanRozdział pochodzi z powieściil i i a i.¹a l t w— w hebr.ma l t w;gratulacje, szczęścia.²amar— pseudonim literacki Nachuma Meira Szajkiewicza, autora około powieści, nowel i sztukteatralnych. Urodził się w Nieświeży w r. Zmarł w Nowym Jorku w . Miał licznych czytelników,ale wielcy pisarze i znani krytycy jak Szołem Alejchem, Rawnicki czy Friszman uznali jego powieści za słabew sensie artystycznym, zbyt płytkie i ckliwe.Ten utwór jest udostepniony na licencjiCreative Commons Uznanie Autorstwa - Na Tych Samych Warunkach..PL.Źródło:Tekst opracowany na podstawie: Alter Kacyzne, Remedium dla literatów, „Midrasz” nr (), maj , s.-. ISSN - X.wykonana przez Fundację Nowoczesna Polska z książki udostępnionej przez Fundację im. Michała Friedmana.Dofinansowano ze środków Programu Archiwistyka Społeczna Narodowego Instytutu Audiowizualnego.Opracowanie redakcyjne i przypisy: Natalia Judzińska, Wojciech Kotwica.Okładka na podstawie:Agata Środa, CC BY SAe rl e e turWolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzeczwolności korzystania z dóbr kultury.Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemyje mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.a m emóPrzekaż % podatku na rozwój Wolnych Lektur: Fundacja Nowoczesna Polska, KRS .Pomóż uwolnić konkretną książkę, wspierajączbiórkę na stronie wolnelektury.pl.Przekaż darowiznę na konto:szczegóły na stronie Fundacji. Remedium dla literatów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]