Alsterdal Tove - Grobowiec z ciszy, n.pondro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Tytuł oryginału:I tystnaden begravdProjekt okładki:Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGNRedakcja:Elżbieta Ptaszyńska-SadowskaRedakcja techniczna:Karolina BendykowskaSkład wersji elektronicznej:Robert FritzkowskiKorekta:Renata Kuk, Elżbieta SteglińskaCopyright © Tove Alsterdal 2012 by Agreement Grand Agency Sweden, andANAW, Poland 2014Zdjęcia na okładce© Sunny Forest/Shutterstock© Pictureguy/Shutterstock© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2014© for the Polish translation by Mariusz KalinowskiISBN 978-83-7758-832-1Wydawnictwo AkuratWarszawa 2014Wydanie I===PgltDzYPaQw7WTsIMAM1AzdRZQNgWT8JOV1sD25ebQs=1===PgltDzYPaQw7WTsIMAM1AzdRZQNgWT8JOV1sD25ebQs=Wcale nie trzeba mu papieru do rozpalenia w saunie, ale te listy muszą spłonąć.Do jednej z kopert, którą skręcił w rulon, przytyka zapałkę. Drugą składa i wsuwaprosto do ognia. Dopiero po chwili przymyka drzwiczki. Całkiem ubrany, siedzi naławie, wpatrując się w taniec płomieni. Niczym ogień piekielny, myśli sobie, gdy teprzeklęte maklerskie listy płoną i obracają się w popiół. Nadchodzi dzień sądu.Kiedy kamienie w piecu są już dość gorące, wciąga rękawice i wyjmuje ichsiedem. Owija je w podwójnie złożone ręczniki i niesie do sanek. Śnieg prawiezawiał jego ślady. Wiatr ciągnie nad obejściem, gnie brzozy, aż trzeszczą. Toryssätuuli,mroźny podmuch znad Morza Barentsa. Od fińskiej strony dobiega go jakzwykle huk pociągu. Ale jest tam coś jeszcze, jakby niepokój nad Rauhalą.Przypina sobie narty i odnajduje ślad między brzozami. Nikt nie wyściubia nosaz innych domostw. On zazwyczaj nie chodzi palić w saunie, zanim baby nie pójdąspać, więc nikt się nie przypęta, żeby mu zawracać głowę.…Wszystkich przyjaciół świata tego pochłonie czeluść piekielna, bo przyjaźńtego świata znaczy nienawiść do Boga. Lecz biada wam, którzy się teraz śmiejecie,bo jeszcze przyjdzie wam zapłakać!Wyrastają przed nim ze śniegu ciemne ściany Rauhali. Dom stoi jak wmarzniętyw ziemię, pusty i wychłodzony, ale te głosy wciąż w nim są. On już tam więcej niezachodzi. Okna wszystkie pokryte są szronem, nie da się przez nie zajrzeć aniwyjrzeć, ale on wie, że tamte wołające głosy czekają na grzesznika, czekają tam,w środku.Przejeżdża szybko wzdłuż obory, w której zapadł się dach. Prędzej się całe tocholerstwo rozpadnie w proch, niźli on wpuści do Rauhali diabła chciwości i diabłakurewstwa, i diabła pychy. Za nic im nie pozwoli odebrać domostwa umarłym.Aitta[1] stoi trochę z boku, poza gumnem. Nie ma okien. Nikt tam nie możezajrzeć i ślepić na niego; wydaje mu się, że Bóg też go tam nie widzi. Odpina nartyi wsuwa je między bale, na których wznosi się drewniany spichlerz. Zdejmujez sanek ciepły tobołek z kamieniami i uchyla drzwi. Kamienie wtaszczy potem nastrych i położy je w nogach łóżka, dzięki temu będzie miał ciepło aż do rana. Nocąpozwala piecykowi zgasnąć, żeby oszczędzać gazol. Pewnie, że stać go, może sobiekupić, ale nie jeździ autobusem na zakupy bez potrzeby. Ludzie się gapią. Czasempodchodzą nawet i pytają. Czy to przypadkiem nie on, Lars-Erkki Svanberg? Alboi gorzej:Lapp-Erik[2] Przecież ty jesteś Lapp-Erik, nie?Szatańskie nasienie! Że też nie mogą zostawić człowieka w spokoju.Właśnie wniósł swój tobołek do środka, kiedy dobiega go ten dźwięk. Z oddalisłychać wycie jakiejś ciężarówki jadącej na południe, w stronę Haparandy, ale to nieten odgłos sprawił, że nadstawia ucha.Z całą pewnością słyszy chrzęst deptanego śniegu. Zapadający się głęboko krok,potem następny. Żadne zwierzę nie stąpa tak ciężko. Kroki zbliżają się od stronysauny, od szlaków lodowych na rzece. Wchodzi szybko do aitty i ostrożnieprzymyka za sobą ciężkie drewniane drzwi. Robi się ciemno jak w grobie. Szukaw kieszeni zapałek, lecz uprzytamnia sobie, że nie może zapalić lampy naftowej.Mogą zobaczyć światło przez jakąś szparę w ścianie, wtedy dowiedzą się, że nie śpi.Pewnie go chcą zaskoczyć w łóżku, sukinsyny, ale Lars-Erkki Svanberg nie da sięzaskoczyć. Już się zdarzało, że przepędzał ludzi spod swojego domu, smarkaczyi baby, co to przyłażą i wściubiają nos w nie swoje sprawy. Już zapomnieli, że onkiedyś pokonał wszystkich innych? Żywioł z północy, pisali o nim w gazetach. Odgroma było tych artykułów. Uszczelnił sobie nimi ściany na strychu.Strzelba wisi na haku w belce pod sufitem. Maca wzdłuż belki i zdejmuje broń.Naboje leżą w skrzyni pod tylną ścianą, gdzie przechowuje to, co najważniejsze.Narzędzia, chleb i klucze do Rauhali. Wszystko tam, gdzie być powinno, każda rzeczna swoim miejscu. Pudełko znajduje od razu, ale naboje wypadają mu z drżącejdłoni. Nie słyszy, gdzie się potoczyły. Na podłodze leży poczwórna warstwa dereki chodników, dla ocieplenia poznosił tu z Rauhali każdy szmaciak. Pełznie więcw mroku, maca wkoło, ale nic nie znajduje. Kroki słychać teraz tuż za aittą. Ktośidzie powoli, jak myśliwy tropiący zwierzynę.Dał sobie spokój z nabojami i skrada się na czworakach w stronę piecyka, gdziepowinna stać siekiera. Maca wzdłuż ściany z grubych bali, ale tam jej nie ma. Uj,psiakrew – chyba zostawił siekierę przy saunie. Pamięta, że gdy już narąbał drew,oparł ją o schodki. A odgłos kroków słychać tuż za węgłem – jak wejdą teraz, tokoniec. Nie zamknął się na klucz, nie zaryglował, a ma tu wszystko, czegoczłowiekowi trzeba. I nikt mu tego nie odbierze. A może przyszli po niego? Nigdzienie pójdzie. Dzień sądu, myśli, kiedy pełznie po derkach z powrotem. Lars-ErkkiSvanberg nie boi się żywych. Tylko umarłych z Rauhali. I piekielnego ognia. Bierzewięc strzelbę, niezaładowaną, i wstaje mozolnie. Grzbiet ma zgięty i nogizdrętwiałe, ale w kompletnym mroku rusza ku drzwiom i jednym pchnięciem jeotwiera. Do środka wpada słaba śnieżna poświata. Wytęża wzrok, wsłuchuje sięw świst wiatru. Śnieg leży cichy, nikt się teraz nie rusza. Powoli schodzi po czterechstopniach na ziemię.Właśnie chce unieść strzelbę i się rozejrzeć, gdy na śnieg pada cień ludzkiejpostaci, słychać czyjś oddech. Kogoś, kto stał tam i czekał za drzwiami skulony, gdyon je otworzył. Odwraca się szybko i widzi człowieka bez twarzy, spod kominiarkiświecą tylko szatańskie oczy. Strach wykwita jak opar nad czarną czeluścią, a onpotrząsa swoją strzelbą. „Idźcie precz, przeklęci. Uchodźcie przed gniewem…sprawiedliwy sędzia… smażyć się będą wasze grzeszne dusze… szatańskie łajno…nic, tylko szatańskie łajno”.Wtem widzi ramię unoszące się nad jego głową. Cień narzędzia.Jezu, przemyka mu jedyna myśl, znaleźli siekierę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]