Allison Margaret - Za wszelką cenę, E-BOOKI

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Margaret Allison
Za wszelką cenę
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Katie siedziała w eleganckiej poczekalni gabinetu Jacka
Reilly'ego, który był właścicielem całego tego szklanego wie­
żowca w centrum Manhattanu.
Zdawała sobie sprawę, że Jack jest obecnie wielką szychą.
Wszyscy zresztą w Newport Falls wiedzieli, że dzięki cięż­
kiej pracy został multimilionerem. Teraz miała przekonać
się o jego awansie na własne oczy.
Musiała przywołać całą swą odwagę, żeby zjawić się w biu­
rowcu Reilly Investment. Wciąż powtarzała sobie, że to prze­
cież Jack, jej przyjaciel z dzieciństwa, i że nie ma się czego oba­
wiać. W końcu opiekowała się nim wtedy, podczas przeziębień
i ospy wietrznej czy też jego kłótni z ojcem.
Mimo to nie opuszczał jej niepokój, a jakiś głosik w gło­
wie nieustannie powtarzał, że przyjście tutaj było błędem
i powinna natychmiast uciekać.
Zastanawiała się, czy rozpozna tego człowieka, które­
go prasa przedstawiała jako pewnego siebie, aroganckie­
go milionera. Prawda, że Jack zawsze robił wrażenie odro­
binę zadufanego, lecz wiedziała, że to tylko pozory, i pod
powierzchnią sztucznej arogancji dostrzegała zagubionego
chłopca. Był zawsze boleśnie świadomy tego, kim jest i skąd
162
Margaret Allison
pochodzi oraz swej pozycji najbiedniejszego dziecka w kla­
sie. Te kompleksy pokrywał pewnym siebie zachowaniem.
Przygładziła włosy, przekonana, że wygląda okropnie.
Było dopiero południe, lecz jej dzień zaczął się przed oś­
mioma godzinami. Musiała załatwić pewną sprawę w re­
dakcji, a potem pożyczyła samochód od Marcelli, żeby móc
przyjechać do miasta. Wprawdzie nie uśmiechała jej się jaz­
da zdezelowanym autem przyjaciółki, ale nie miała wybo­
ru. Nie stać jej było na naprawę własnego zepsutego wo­
zu ani na podróż pociągiem czy samolotem. Od rozwodu
z pieniędzmi było krucho. Zaś gazeta, należąca od pokoleń
do jej rodziny, przynosiła coraz większe straty. Katie już od
wielu miesięcy nie wypłacała sobie pensji.
Znów spojrzała na zegarek. Już prawie wpół do drugiej,
a przecież była umówiona na lunch za piętnaście pierwsza.
Może zaszło jakieś nieporozumienie, może Jack w ogó­
le nie wiedział, że jest z nią dziś umówiony. Ostatecznie nie
rozmawiała bezpośrednio z nim, tylko z jego asystentem.
Nie powiedziała mu, że zamierza prosić sławnego inwestora
o pożyczkę dla swej bankrutującej gazety. Nie powiedziała
mu również, że Jack Reilly jest dla niej czymś więcej niż tyl­
ko starym przyjacielem.
W istocie pokochała Jacka w chwili, gdy po raz pierwszy
go ujrzała. Była przekonana, że są sobie przeznaczeni, że
przyjaźń rodem z dziecięcego placu zabaw przekształci się
w namiętność. Lecz się myliła. I aż do dzisiaj przyznała się
do tej miłości tylko przed jedną osobą; przed nim samym.
Spłonęła rumieńcem, przypominając sobie tamten
Za wszelką cenę
163
dzień sprzed czternastu lat. W ostatniej klasie liceum Ka­
tie Devonworth tworzyła wraz z Jackiem Reillym i Mattem
O'Maleyem nierozłączną trójkę przyjaciół, znaną w całym
Newport Falls jako ziemia, wiatr i ogień. Katie, córka właś­
ciciela i wydawcy miejscowej gazety, była ziemią: solidna,
spokojna, wiedząca, czego chce. Matt, syn nauczyciela, był
wiatrem: wciąż zmieniał zdanie o sobie i o swej przyszłości.
Zaś Jack, syn bezrobotnego alkoholika, był ogniem, pełnym
gniewu i determinacji.
Lecz pewnego dnia znalazła się z Jackiem sama o zmierzchu
nad potokiem. Siedzieli obok siebie i gawędzili jak zwykle.
Pamiętała, że jak na koniec kwietnia był to nadzwyczaj
ciepły i piękny dzień. Na szczytach gór otaczających New­
port Falls wciąż widniał śnieg, lecz w dolinie, gdzie wędko­
wali, słońce świeciło jasno na błękitnym niebie. Powiedziała,
że robi jej się gorąco, a Jack spojrzał na nią figlarnie.
Odłożył wędkę i zdjął koszulkę. Popatrzył na strumień,
a potem znowu na nią.
- Masz rację - powiedział. - Fajnie byłoby się wykąpać.
- Nie jest aż tak gorąco - odparła. - Woda jest jeszcze
zimna.
- Daj spokój. Kąpiel miło cię ochłodzi.
Zrobił krok ku niej z szelmowskim uśmieszkiem. Już
w tamtych czasach wyglądał jak seksowny gwiazdor filmo­
wy: subtelnie rzeźbione rysy, przenikliwe niebieskie oczy
i kruczoczarne włosy. Katie poczuła, że jej opór słabnie. Ni­
gdy nie potrafiła mu się sprzeciwić. Lecz tym razem, powie­
działa sobie, będzie inaczej.
- Nie, dzięki - rzekła. Przebywanie sam na sam z Jackiem
164
Margaret Allison
sprawiało jej przyjemność, ale zanurkowanie do lodowatej
wody nie wydawało jej się zbyt romantyczne.
- Trzeba tylko - powiedział, podchodząc jeszcze bliżej -
wskoczyć szybko. Naprawdę szybko.
Nie wątpiła, że chce ją wrzucić do wody. Nigdy nie dbał
o układne formy. Lecz mimo że był trochę dziki i nieokrze­
sany, wszystkie dziewczyny w mieście leciały na niego, wa­
bione jego inteligencją i urokiem.
- Jacku Reilly! - zawołała, trzymając wędkę niczym miecz.
- Nawet nie próbuj, bo... bo cię uderzę!
Wyrwał jej żerdź i cisnął na ziemię.
-Czym?
Odwróciła się i zaczęła szybko uciekać, lecz po chwili
potknęła się o pniak i upadła w kępę poziomek. Jack przy­
skoczył do niej.
- Jesteś ranna - powiedział pobladły, biorąc poziomko­
we plamy na jej koszulce za krew. Gdy pochylił się nad nią
z niepokojem, nie wytrzymała i roześmiała się. Pchnęła go
tak mocno, że aż usiadł w poziomki, a potem znów puści­
ła się biegiem.
Lecz biegła nie dość szybko. Dogonił ją, objął od tyłu
i zaczął nieść z powrotem do strumienia.
- Umyjemy cię, Devonworth.
- Przysięgam, Jack - zawołała, usiłując się wyswobodzić
- że jeśli zamoczysz mi choć palec u nogi, to...
- No, co mi zrobisz?
Popatrzyli sobie w oczy. Cały świat zniknął dla niej, ist­
nieli tylko oni dwoje.
- Ja, no, ja...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl