Alexandra Ivy - Strażnicy Wieczności 06 - Drapieżna ciemność, E-Booki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ivy Alexandra
Strażnicy Wieczności 06
Drapieżna ciemność
Dla tej kobiety mężczyzna owładnięty mrocznym pożądaniem
zrobi wszystko – choćby miał skazać na zagładę własną rasę
Są potężni i wieczni. I spragnieni smaku krwi. Lecz
przeznaczeniem każdego z nich jest strzec wyjątkowej kobiety. W
jej obronie Strażnik Wieczności nie zawaha się przed niczym. I
nie ulęknie się niczego - poza miłością…
Nieśmiertelny Salvatore od dziesięcioleci szuka sposobu na
ocalenie swojej rasy. I oto nagle go znajduje – w osobie pięknej
Harley. Ta kobieta jest jego jedyną nadzieją, choć ona sama
jeszcze o tym nie wie. Wie natomiast, że nie pozwoli, by ktoś
jej rozkazywał, nawet mężczyzna o tak magnetycznych oczach.
Lecz gdy niebezpieczeństwo gęstnieje wokół Harley jak drapieżna
ciemność, właśnie u Salvatore musi szukać pomocy. I poddać się
mrocznej namiętności, która otworzy przed nią wrota piekła i
nieba…
Rozdział
1
Salvatore Giuliani, potężny król wilkołaków, musiał przyznać, że to nie
był najlepszy dzień. I wszystko wskazywało na to, że skończy się
paskudnie.
Gdy odzyskał świadomość, odkrył, że leży w ciemnym, brudnym tunelu,
a nieskazitelność jego garnituru od Gucciego jest tylko wspomnieniem.
Na domiar złego nie miał pojęcia, jak się tam znalazł.
Dzięki wzrokowi wilkołaka dostrzegł w ciemnościach metrowego
gargulca ze zdeformowanymi rogami, szarą, brzydką twarzą i
delikatnymi skrzydłami w odcieniu złota, szkarłatu i błękitu. To
wystarczyło, żeby zepsuć mu i tak kiepski nastrój.
- Obudź się - syknął Levet z silnym francuskim akcentem, trzepocząc ze
strachu skrzydłami. - Obudź się, parszywy psie, albo cię wysterylizuję.
- Nazwij mnie jeszcze raz psem, a przerobię cię na żwir i wysypię nim
podjazd - warknął Salvatore, pocierając pulsującą bólem głowę.
Co, u diabła, się stało?
Ostatnią rzeczą, którą pamiętał, była chata na północ od St. Louis, gdzie
miał się spotkać z Duncanem. Kundel obiecał mu informacje na temat
zdrajcy. A teraz budzi się i widzi nad sobą Leveta trzepoczącego
skrzydłami niczym przerośnięty i paskudny motyl.
Boże wszechmogący! Kiedy tylko wyjdzie z tunelu, znajdzie Jagra i
wyrwie mu serce za to, że musi przebywać z irytującym gargulcem.
Cholerny wampir.
- Na nic mnie nie przerobisz, jeśli w końcu nie wstaniesz - odciął się
Levet. - Rusz wreszcie swój królewski zadek, władco ślimaków.
Ignorując przenikliwy ból w stawach, Salvatore wstał i przeczesał dłonią
kruczoczarne, długie do ramion włosy. Nie zawracał sobie głowy
otrzepywaniem jedwabnego garnituru z brudu. I tak spali go przy
najbliższej okazji.
Razem z gargulcem.
- Gdzie jesteśmy?
- W jakimś paskudnym tunelu!
- Cóż za trafne spostrzeżenie. I co ja bym bez ciebie zrobił?
- Słuchaj, Cujo, wiem tylko, że w jednej chwili byliśmy w chacie z
martwym Duncanem, a w następnej - piękna, lecz źle wychowana kobieta
walnęła mnie w głowę. - Co dziwne, gargulec masował pośladki, a nie
głowę. Oczywiście jego czaszka była zbyt twarda, żeby ją uszkodzić. - Ta
kobieta ma szczęście, że nie zmieniłem jej w bobra.
- To musiało być zaklęcie. Czarownica?
- Non.
Demon, ale...
- Ale co?
- Nie jest czystej krwi.
Salvatore wzruszył ramionami. W świecie demonów krzyżowanie ras
było powszechnym zjawiskiem.
- Nic nadzwyczajnego.
- W przeciwieństwie do jej mocy.
Król wilkołaków zmarszczył czoło. Miał ochotę udusić gargulca, lecz
mały demon w odróżnieniu od niego wyczuwał magię.
- Jakiej mocy?
- Mocy dżina.
Salvatore poczuł ciarki na plecach i rozejrzał się szybko po tunelu. W
oddali wyczuwał zbliżających się poddanych i wampira, kawalerię
spieszącą na pomoc, skoncentrował się jednak na poszukiwaniu
jakiekolwiek śladu dżina.
Dżiny czystej krwi były okrutnymi, nieprzewidywalnymi istotami, które
mogły manipulować przyrodą. Władały piorunami, potrafiły zmienić
wiatr w śmiertelną siłę i wywołać trzęsienie ziemi, po którym całe miasto
ległoby w gruzach. Mogły również znikać w smudze dymu. Na szczęście,
nieczęsto interesowały się światem i wolały samotność.
Z mieszańcami sprawa wyglądała inaczej.
Mimowolnie zadrżał. Być może nie posiadały mocy prawdziwego dżina,
ale ich niezdolność do kontrolowania ulotnej energii sprawiała, że były
jeszcze bardziej niebezpieczne.
- Dżiny nie mają prawa krzyżować się z innymi demonami. Levet
prychnął.
- Na świecie jest wiele rzeczy, których nie można robić.
- Trzeba powiedzieć o tym Komisji - mruknął Salvato-re, nawiązując do
tajemniczych Wyroczni, które przewodziły demonom. Sięgnął do
kieszeni, była jednak pusta. -
Cristo.
- Co się stało?
- Nie mam komórki.
- Żaden problem. - Levet wzniósł ręce w powietrze. - Wyślemy im liścik.
Ale najpierw musimy się stąd jakoś wydostać.
- Uspokój się, gargulcu. Pomoc jest już w drodze. Obrażony Levet
powęszył w powietrzu.
- Twoje kundle.
- I krwiopijca.
Levet jeszcze raz nabrał powietrza.
- Tane.
Salvatore zmarszczył brwi, ponieważ spodziewał się Ja-gra. Żadne
spotkanie z wampirem nie było przyjemne, ale reputacja Tane'a jako
wampira, który najpierw zabija, a później zadaje pytania, nie podziała jak
balsam na serce wilkołaka.
- Charon? - spytał.
Charonowie byli zabójcami, którzy ścigali nieuczciwe wampiry. Bóg
jeden wie, co robili z pomniejszymi demonami. A według wampira każdy
demon był pomniejszy.
- Arogancki, wywyższający się osioł - mruknął Levet. Salvatore
przewrócił oczami.
- Dupek, idioto, nie osioł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]