Alex Kava - Śmiertelne Napięcie, e-booki, Alex Kava

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alex Kava
Śmiertelne Napięcie
Hotwire
Przełożyła: Katarzyna Ciążyńska
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest
całkowicie przypadkowe.
Dla Debory Groh Carlin
Skromnej czarodziejki
R
OZDZIAŁ
P
IERWSZY
Czwartek, 7 października
Park Narodowy w Nebrasce
Halsey
Dawson Hayes spojrzał na ognisko i natychmiast rozpoznał tych
cieniasów. To było wręcz zbyt proste.
Mógłby udawać, że posiada wewnętrzny superradar, który pozwala
mu widzieć ludzi na wylot, ale prawda była taka, że ich dobrze znal,
ponieważ... jak brzmi to stare powiedzenie? Pozna swój swego. Całkiem
niedawno siedział w tej gromadce, zastanawiając się, czemu go zaprosili,
i zlewał się potem pełen niepokoju, jaka jest cena dopuszczenia do ich
grona.
Nie żałował ich. Nie musieli tutaj przyjeżdżać. Nikt ich tutaj na silę
nie ciągnął. W pewien sposób sami byli sobie winni. Zapłacili za to, że
chcieli udawać kogoś innego.
Przyjęcie do klubu luzaków wymaga poświęcenia. Jeżeli sądzili, że
jest inaczej, to naprawdę beznadziejni z nich frajerzy.
Dawson przynajmniej pogodził się z tym, kim jest. Zresztą tak
naprawdę nie bardzo się tym przejmował. Lubił wyróżniać się spośród
kolegów w klasie, czasami wręcz to podkreślał. Na przykład w
futbolowe piątki, kiedy wszyscy wkładali ubrania w barwach szkoły, on
ubierał się od stóp do głów na czarno. Dzięki temu, że był takim
palantem, dał się zauważyć, i nawet trener Hickman, który, nim Dawson
w piątki zaczął ubierać się na czarno, nie raczył zapamiętać jego imienia,
teraz na jego widok przewracał oczami.
Dotąd podczas apelu na początku roku szkolnego trener
wrzeszczał:
– Dawson Hayes! – i teatralnie rozglądał się po całej sali, patrzył
nad głową Dawsona, a nawet prosto w jego twarz.
Kiedy Dawson podnosił rękę, brwi trenera wystrzeliwały do góry,
jakby za żadne skarby świata nie potrafił skojarzyć tak sympatycznego
nazwiska z tą pryszczatą gębą i chudą kościstą ręką, która uniosła się z
wahaniem. Dawson miał to gdzieś. Nareszcie zaczęli go dostrzegać i
wcale go nie obchodziło, czemu to zawdzięczał.
Zdawał sobie sprawę, że wciąż go zapraszają na te ekskluzywne
wyprawy do lasu, ponieważ Johnny Bosh lubił to, co Dawson przynosił
ze sobą na imprezę. Tego wieczoru to coś omal mu nie wypaliło dziury
w kieszeni kurtki. Starał się o tym nie myśleć. Usiłował wymazać z
pamięci tę chwilę, kiedy to wyjął – tak, wyjął, pożyczył, nie ukradł – z
kabury ojca, który przesypiał wolną od pracy noc. Zresztą pewnie nie
miałby mu za złe, gdyby wiedział, że syn zadaje się z Johnnym B. Okej,
to nieprawda. Ojciec byłby wkurzony. Ale przecież to właśnie on wciąż
go zachęcał, żeby się z kimś zaprzyjaźnił i zajął się czymś, co zazwyczaj
interesuje młodych ludzi. Innymi słowy, by dla odmiany zachowywał się
jak normalny nastolatek.
Dawson z kolei uważał, że jest zbyt normalny, i w tym właśnie
dostrzegał część swojego problemu. Nie przypominał gwiazdy sportu,
jaką był Johnny B., ani żującego tabakę kowboja Lucasa. Nie był
mądralą jak Kyle. Za to paralizator taser X-26 w lekkiej, jaskrawożółtej
obudowie, który świetnie mieścił się w dłoni, dawał mu nową tożsamość
i pewność siebie. Wystarczy, że wyceluje i wystrzeli, wysyłając ładunek
elektryczny o mocy do 50 tysięcy wolt, i nagle bezbronny Dawson
Hayes staje się człowiekiem pełnym mocy. Zdobywa nad wszystkim
kontrolę. Dzięki temu cudowi techniki odnosił wrażenie, że jest zdolny
do wszystkiego.
Okej, może nie chodziło tylko o tasera. Może w niewielkim stopniu
zawdzięczał to też szałwii. Od jakichś piętnastu minut żuł ją i już czuł
efekt. To była tylko jedna z głównych atrakcji wieczoru.
Zaczął szukać wzrokiem kamery ukrytej za niskimi gałęziami
sosen. Chociaż była schowana, dostrzegł mrugającą zieloną lampkę.
Wcześniej to on pomagał Johnny’emu ustawić kamerę w taki sposób, by
gałęzie kamuflowały statyw. Nikt inny nie miał pojęcia o jej istnieniu. A
więc stały etat palanta miał też swoje plusy.
Rozejrzał się po obozowisku, które urządzili w odludnym miejscu
sosnowego lasu, gdzie najpewniej istniał zakaz rozpalania pieprzonych
ognisk. Johnny B. powiedział, że nikt ich nie zobaczy ani z drogi, ani z
wieży widokowej. Chociaż to bez znaczenia, bo i tak nikogo tam nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl