Alexis de Tocqueville - O demokracji w Ameryce,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A
LEXIS DE
T
OCQUEVILLE
O
DEMOKRACJI W
A
MERYCE
P
AŃSTWOWY
I
NSTYTUT
W
YDAWNICZY
Tytuł oryginału:
“De la démocatie en Américque”
Tekst skrócony. Konsultacja koncepcji wyboru:
JERZY SZACKI
Przełożył:
MARCIN KRÓL
Wstępem opatrzył:
JAN BASZKIEWICZ
Konsultacja naukowa:
WOJCIECH SOKOLEWICZ
Okładkę i strony tytułowe projektował:
BARTŁOMIEJ KUŹNICKI
LCCN JK216. T65165 1976
Printed in Poland
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976 r. Wydanie pierwsze.
Nakład 10 000+290 egz. Ark. wyd. 31,7. Ark. druk. 30,5. Papier druk. mat.
kl. III, 60×86/70. Oddano do składania 5 I 1976 r. Podpisano do druku 5 VII
1976 r. Druk ukończono we wrześniu 1976 r. Drukarnia Wydawnicza w
Krakowie. Nr zam. 81/76. P-03(2325)
Cena zł 100,—
Wstęp
Kwiecień 1831 roku. Na podróż do Stanów Zjednoczonych zaokrętowało
się właśnie dwóch młodych Francuzów. Jeden nazywa się Gustave de Beau-
mont; jego przyjaciel to Alexis Clérel de Tocqueville. Oficjalnym motywem
podróży są studia nad amerykańskim systemem penitencjarnym. Owszem,
raport z tej misji zostanie później opublikowany, lecz nie będzie miał prak-
tycznego znaczenia: utonie on w biurokratycznych szufladach.
Tocqueville ma lat dwadzieścia sześć, od czterech lat pełni — bez entuz-
jazmu — funkcje zastępcy sędziego przy Trybunale w Wersalu. Jest potom-
kiem arystokratycznej rodziny normandzkiej, która korzenie swego genealo-
gicznego drzewa lokuje w epoce wypraw krzyżowych. Jej przywiązanie do
tradycji monarchicznej i do bourbońskiej dynastii było nieposzlakowane.
Pradziad Tocqueville’a po kądzieli to postać wybitna: Chrétien-Guillaume
Lamoignon de Malesherbes, liberalny szef królewskiej cenzury, przyjaciel
Encyklopedystów, obrońca w procesie Ludwika XVI. Zginął na gilotynie
wiosną 1794 roku zachowując do końca wielkopańską dezynwolturę (po
wyjściu z katowskiego wózka potknął się na nierównym bruku: «O, to zły
znak — oświadczył. — Rzymianin wróciłby do domu!»). Ojciec Tocquevil-
le’a tylko szczęśliwym przypadkiem uniknął gilotyny. Był to wysoki dygni-
tarz administracji i utalentowany historyk. Król Karol X mianował go parem
Francji; po rewolucji lipcowej 1830 roku Ludwik Filip odebrał mu ten pięk-
ny tytuł.
Rodzina Tocqueville’ów ma więc powody, aby się dąsać na nowego króla,
«uzurpatora», dla którego stopniem tronu były lipcowe barykady. Alexis de
Tocqueville dąsać się wszakże nie chciał: zdecydował się służyć «uzurpato-
rowi» na swym sędziowskim stanowisku. Jego stosunek do nowego régi-
me’u był jednak chłodny. I wzajemnie: Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
długo kazało mu czekać na decyzję w sprawie urlopu, który mu umożliwiał
amerykańską podróż. Tak więc zarówno jego własne środowisko, jak i sfery
rządowe spoglądały na Tocqueville’a dość nieufnie. Sytuacja to niezbyt
komfortowa: podróż do Stanów Zjednoczonych, gdzie Tocqueville spędzi
prawie cały rok, wypadła w bardzo stosownym momencie.
Możemy dziś odtworzyć dokładnie przebieg tej zaoceanicznej wyprawy.
Tuż przed drugą wojną światową G. W. Pierson opublikował ogromne dzie-
ło, które podróż tę rekonstruuje (
Tocqueville and Beaumont in America
).
Tocqueville pozostawił też interesujący dziennik podróży ogłoszony niedaw-
no w zbiorze jego wszystkich dzieł przez J. P. Mayera.
Badania nad amerykańskimi więzieniami stały się ostatecznie czymś w
rodzaju tego drewnianego kołka, na którym żołnierz ze znanej bajki gotuje
niezmiernie pożywną zupę. Alexis de Tocqueville nie spoglądał na Amerykę
okiem prawnika-penitencjarysty, lecz ogarniał ją bystrym spojrzeniem soc-
jologa i badacza polityki. Interesowało go całe społeczeństwo: jego mecha-
niżmy ustrojowe, prawa, życie ekonomiczne, obyczaje, wyznawane wartoś-
ci... Odwiedził wielki szmat Północnej Ameryki, od Quebeku aż po Nowy
Orlean. Rozmawiał z najwybitniejszymi politykami i działaczami, takimi jak
Andrew Jackson, John Quincy Adams, Daniel Webster.
Można by wprawdzie przypuszczać, że dla człowieka pasjonującego się
socjologią i polityką podróż z Francji do Stanów Zjednoczonych wiosną
1831 roku nie obiecywała szczególnych atrakcji. To przecież właśnie Fran-
cja była wielkim kotłem, w którym ciśnienie konfliktów politycznych i soc-
jalnych rozsadzało ściany. Zupełnie świeża była tu jeszcze pamięć «trzech
sławnych dni» — lipcowej rewolucji 1830 roku. Wnet staną znowu w Pa-
ryżu barykady republikanów, a w Lyonie robotnicy podejmą próbę zbrojne-
go oporu przeciw kapitalistycznemu zniewoleniu. Cóż tymczasem w Stanach
Zjednoczonych? Pomiędzy ostrą batalią o poprawki do konstytucji u schyłku
XVIII stulecia a ogólnonarodowym dramatem wojny secesyjnej zdaje się
tam panować z górą pół wieku politycznego spokoju. Całą energię kraju, jak
można sądzić, absorbuje the Great West, Wielki Zachód. Kilkanaście lat po
wizycie Tocqueville’a granica Stanów oprze się już na Pacyfiku.
Sprawy nie przedstawiają się jednak aż tak prosto. Francja po rewolucji
lipcowej zaczęła krzepnąć w konserwatyzmie liberalnego systemu rządzenia.
Tendencja ta była najzupełniej wyraźna już wówczas, gdy Tocqueville pow-
rócił do domu z wielką masą notat w swych podróżnych kufrach i gdy przy-
stąpił do pracy nad
Demokracją w Ameryce
.
Król Ludwik Filip, syn kokietującego Wielką Rewolucję księcia Orleanu
(Filipa Égalité), w wieku 17 lat był członkiem klubu jakobinów; nie miał
jeszcze lat dwudziestu, gdy wyróżnił się pod Valmy jako oficer demokraty-
cznej Pierwszej Republiki. Po upływie lat czterdziestu nie wracał nawet we
wspomnieniach do tej heroicznej młodości. Jakobiński książę doskonale
wszedł w rolę Króla-Mieszczanina. Francuska burżuazja rozpoznawała się w
tym otyłym starszym panu z gęstymi bokobrodami, fałszywą czuprynką i le-
gendarnym parasolem. Wcieliły się w nim wybornie burżuazyjne cnoty i sła-
bości: systematyczna pracowitość, zręczność w działaniu, upór, chciwość,
dość przyziemny rozsądek, intelektualna przeciętność i przede wszystkim
głębokie przekonanie, że gwarancją racjonalności rządu jest skonfiskowanie
praw politycznych dla wąskiej grupy zamożnych i wykształconych. Trzy-
dziestopięciomilionowa Francja Ludwika Filipa przyznawała pełnię praw
politycznych stu kilkudziesięciu tysiącom, pod koniec ćwierci miliona boga-
czy. Ministrowie i teoretycy tego cenzusowego rządu, z Franciszkiem Gui-
zotem na czele, przekonani byli, że dzień powszechnego głosowania i rów-
ności praw politycznych stałby się dniem powszechnej katastrofy: załamania
całego ładu społecznego, rządu, własności... Wielkoburżuazyjna partia ste-
rująca po lipcu 1830 r. Francją otrzymała wnet miano parti de la résistance,
stawiała bowiem uparty, obsesyjny opór wszelkim projektom reformy Poli-
tycznej, demokratyzacji systemu, rozszerzenia praw politycznych choćby
tylko na całą średnią i drobną burżuazję. Ruch demokratyczny mógł się do-
bijać coraz głośniej do drzwi tego klubu bogaczy, jakim się stała monarchia
lipcowa; rząd Ludwika Filipa zdecydowany był trzymać demokrację na sło-
miance.
Tocqueville, od roku 1839 poseł do Izby Deputowanych z okręgu, w któ-
rym się znajdowała jego normandzka «kasztelania», w jednym ze swych
wystąpień parlamentarnych trafnie przepowiadał, że ów upór sfer rządzą-
cych doprowadzi Francję do nowej politycznej rewolucji. W przeciwieńst-
wie do mandarynów «partii oporu» był on od dawna przeświadczony o tym,
że ewolucja ku demokracji politycznej, tj. ku równości praw, jest procesem
nieuchronnym. Opór przeciw niej stanowi przedsięwzięcie beznadziejne:
zbyt potężne, żarliwe, nieprzezwyciężone są dążenia do równości wielkich
klas społecznych. A Tocqueville rozumie, że w ważnych procesach history-
cznych liczą się nie jednostki, lecz właśnie klasy («tylko one powinny Zaj-
mować historię»). Do instytucji demokratycznych Tocqueville żywił, wedle
własnego wyznania, jedynie «gust wyrozumowany» (un goût de tête). Nie
spoglądał na demokrację bynajmniej «tak jak Izraelici na ziemię obiecaną».
Jednakże w czerwcu 1835 roku — to rok publikacji pierwszego tomu
Demo-
kracji
— Tocqueville pisał w liście do Johna Stuarta Milla, iż demokrację
uważa za użyteczną i nieuniknioną. «Zmierzam do niej odważnie, bez waha-
nia, bez entuzjazmu i, mam nadzieję, bez słabości.»
W tej perspektywie szczególnego znaczenia nabiera podróż Tocqueville’a
do Stanów Zjednoczonych u progu lat trzydziestych XIX wieku. Właśnie bo-
wiem dobiegła tam końca tzw. era dobrych sentymentów; wybór generała
Andy Jacksona na prezydenta Unii w roku 1829 był wyrazem ożywienia
politycznego i otworzył okres szybkiej demokratyzacji ustroju. «Demokracja
jacksonowska» odwołała się do tradycji Jeffersona, do idei równości praw
i do nieufności wobec wszelkich przywilejów, monopoli, hierarchii socjal-
nych. Zasady prawa wyborczego, określane przez władze stanowe, stwarzały
dotąd przeróżne przywileje dla zamożności: teraz kolejno ulegać będą likwi-
dacji te cenzusowe ograniczenia, prawo wyborcze zbliżać się będzie do wzo-
rca powszechności. O, wzorzec to daleki od współczesnych wyobrażeń o
powszechnym głosowaniu: otwierał dostęp do urn wyborczych tylko białym
i tylko mężczyznom. Była to wszakże, na tle ówczesnej sytuacji w świecie,
reforma niezwykle zaawansowana. Amerykańscy konserwatywni liberało-
wie, teoretycy rządów cenzusowych — tacy jak Fisher Ames czy James
[ Pobierz całość w formacie PDF ]