Alan Dean Foster - 01 Obcy 8 pasazer Nostromo(1), E-books
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
OBCY
8 PASAŻER NOSTROMO
Alan Dean Foster
OBCY 8 PASAŻER NOSTROMO
Tłumaczył Jan Kraśko
Wydawnictwo ALFA Warszawa 1992
Tytuł oryginału
ALIEN
(Screenplay by Dan O’Bannon
Story by Dan O’Bannon and Ronald Shusett)
Copyright © 1979 by Twentieth Century-Fox Film Corporation
All rights reserved
Wydanie 1
Warner Books, Inc., New York 1979
Opracowanie graficzne
Janusz Obłucki
Ilustracja na okładce
Na podstawie slajdu udostępnionego przez Warner Books, Inc.
Redaktor
Marek S. Nowowiejski
Redaktor techniczny
Elżbieta Suchocka
For the Polish edition Copyrights © 1992 by Wydawnictwo ALFA
For the polish translation Copyrights © 1992 by Jan Kraśko
ISBN 83-7001-637-5
Jimowi McQuade
Dobremu przyjacielowi i towarzyszowi
w badaniach granicy poznawalnego
1.
Siedmioro śniących.
Musisz zrozumieć, że nie zajmowali się snem zawodowo, nie. Zawodowcy to
ludzie dobrze opłacani, szanowani, to talenty bardzo poszukiwane. Jak większość z
nas, tych siedmioro śniło swe sny bez żadnego ukierunkowanego wysiłku, bez
wewnętrznej dyscypliny. Śnić tak, żeby sen twój można było zarejestrować, a
później odtworzyć ku uciesze i rozrywce innych, to o wiele ambitniejsze wyzwanie.
Wymaga ono umiejętności regulowania podświadomych impulsów twórczych i
kontrolowanego stratyfikowania wyobraźni, co łącznie bardzo trudno osiągnąć.
Zawodowiec to artysta maksymalnie zorganizowany i spontaniczny zarazem, to
człowiek snujący subtelną nić rozmyślań, a nie facet toporny i prostolinijny jak ty
czy ja. Albo jak tych siedmioro śpiących.
Z nich wszystkich namiastkę owego specjalnego, acz ukrytego daru posiadała
tylko Ripley. Tylko ona miała wrodzony talent do tworzenia marzeń sennych i
górowała nad resztą załogi elastycznością wyobraźni. Ale brakowało jej
prawdziwego natchnienia i tej wielkiej dojrzałości myśli, która cechuje
zawodowców.
Dawała sobie znakomicie radę z segregowaniem zapasów i rozmieszczaniem
ładunku. Wiedziała, że taka to a taka skrzynia musi stać w takim to a takim miejscu
i potrafiła wykazać to w odpowiednich wykazach opisujących zawartość
magazynów
Nostromo
. Ale własnego umysłu, zasobów własnych myśli,
posegregować już nie umiała - tu jej talent organizacyjny ulegał wypaczeniu.
Nadzieje i obawy, spekulacje i nie dokończone twory imaginacji hasały na chybił
trafił po wszystkich komórkach jej mózgu.
Tak, Ripley brakowało opanowania, brakowało samokontroli. Rozbuchane,
iście rokokowe myśli kłębiły się w jej głowie niczym piwo w beczce i tylko
czekały, aż ktoś wybije szpunt. Trochę więcej pracy, trochę więcej wysiłku i
sierżant Ripley mogłaby przejść na zawodowstwo. A przynajmniej tak czasami
myślała.
Teraz kapitan Dallas. Kapitan Dallas wyglądał na skończonego lenia, był
tymczasem człowiekiem najlepiej z nich wszystkich zorganizowanym. Nie brakło
mu też wyobraźni, o nie! Dowodem na to była brodą. Jego broda. Nikt nie kładł się
do hibernatorów z brodą. Nikt oprócz Dallasa. Kiedy go pytano, dlaczego idzie
spać z brodą - a wielu ciekawskich go o to pytało - odpowiadał, że broda jest
częścią jego osobowości. I przenigdy nie rozstałby się ze swoim niemodnym,
kędzierzawym zarostem, tak jak nie pozwoliłby sobie odciąć ręki czy nogi.
Prawdziwy z niego pan i dowódca: dowódca holownika
Nostromo
, pan własnego
ciała. Dbał o całość i jednego, i drugiego, i podczas snu, i na jawie.
Jak widać, Dallas umiał sobą kierować, posiadł umiejętność samoregulacji i tę
niezbędną odrobinę wyobraźni. Ale wyobraźni zawodowiec-śniący musi mieć
znacznie więcej niż odrobinę. Tak, bo dla zawodowca odrobina wyobraźni to
uszczerbek, którego nie da się wyrównać nieproporcjonalnie wielką dawką
samokontroli i opanowania. Dlatego, summa summarum, trudno by w nim szukać
materiału na zawodowca wyższej klasy niż sierżant Ripley.
Spójrzmy na Kane'a. Kane nie umiał sobą sterować tak jak Dallas, ani swymi
myślami, ani poczynaniami, i miał o wiele mniejszą wyobraźnię. Na pierwszego
oficera nadawał się znakomicie, ale na kapitana...? Nie, na kapitana się nie
nadawał. Kapitan to skumulowana energia, to umiejętność rozkazywania, a dobry
Bóg nie obdarzył Kane'a ani jednym, ani drugim. Jego sny były namiastką snów
Dallasa. Przezroczyste, bezkształtne, były ich dalekim echem tak, jak dalekim,
stłumionym echem Dallasa był Kane. Ale nie znaczy to, że Kane nie dawał się
lubić, przeciwnie. Jednak żeby śnić zawodowo, trzeba mieć w sobie pewną
specyficzną energię, a Kane'owi starczało jej ledwie na codzienną wegetację.
Przypatrzmy się snom Parkera. Sny Parkera to sny może nie agresywne, ale
zdecydowanie mniej sielankowe niż sny Kane'a. Prawie wcale nie grzeszyły
wyobraźnią. Były zbyt specjalistyczne i rzadko kiedy dotyczyły ludzi. Trudno
spodziewać się czegoś więcej po głównym inżynierze
Nostromo
.
Bo Parker śnił sny jednoznaczne i czasami ohydne. Kiedy nie spał, plugawe
myśli wijące się niczym robactwo wypełzały czasami na wierzch, ale tylko wtedy,
gdy inżynier wpadał w gniew lub kiedy był poirytowany. Lecz spychał je szybko w
głąb swojej duszy, gdzie niczym w wielkiej kadzi fermentował wszelki brud i
szlam pogardy. Nie, załoga tego nie widziała, o nie. Parker zawsze pokazywał
kolegom czyste, wydestylowane oblicze i nigdy nie pozwalał im sprawdzić, co kipi,
co bulgoce na dnie jego psychicznego kotła.
Lambert. Lambert nie śniła snów, które interesowałyby innych. Była już raczej
natchnieniem dla śniących. Podczas tego bardzo, ale to bardzo długiego snu jej
niespokojne myśli krążyły nieustannie wokół schematów międzyzespołowych i
podzespołowych oraz wokół charakterystyk nośności i obciążalności statku, które
ulegały ciągłym korektom ze względu na zużycie paliwa. Od czasu do czasu w jej
sny wkraczała prawdziwa wyobraźnia, ale nigdy tak, żeby poruszyć innych.
Parker i Brett często sobie wyobrażali, co by to było, gdyby systemy i zespoły,
za które odpowiadali, połączyć z zespołami i systemami leżącymi w gestii Lambert.
Problem nośności i obciążalności
Nostromo
oraz kwestię zestawień przestrzennych
rozważali w sposób, który doprowadziłby ją do istnej furii. Ale Lambert nie
zdawała sobie sprawy, że Parkera i Bretta brały takie pokusy. Bo ci dwaj nie
zdradzali się z niczym, swoje myśli trzymali tylko dla siebie, zakuwając je w
solidne kajdany marzeń sennych i marzeń na jawie. Byłoby kiepsko, gdyby
Lambert się zdenerwowała. Jako nawigator
Nostromo
odpowiadała przede
wszystkim za ich bezpieczny powrót do domu, a w kosmosie nic tak nie łączy i nie
ekscytuje ludzi jak wizja upragnionego, prawdziwego Domu.
Oficjalnie Brett pełnił na statku funkcję inżyniera-technika. To bardzo
eleganckie określenie. Oznaczało, że Brett jest równie inteligentny i uczony jak
Parker, ale stoi niżej w hierarchii służbowej. Ci dwaj tworzyli dziwaczną parę. Dla
postronnego, obserwatora zdawali się być ludźmi o kompletnie różnym statusie i
całkowicie różnych charakterach. A jednak Brett i Parker przyjaźnili się z sobą i
znakomicie współpracowali. Udawało się to przede wszystkim dzięki Brettowi.
Otóż inżynier-technik nigdy nie wkraczał w kompetencje inżyniera-szefa i nigdy
nie podważał jego koncepcji. Z wyglądu i z usposobienia inżynier-technik był
człowiekiem poważnym i flegmatycznym, podczas gdy inżynier-szef miał
charakter bardzo zmienny i lubił sobie kwieciście ponarzekać. Wysiadł jakiś
obwód? Parker potracił o tym gadać całymi godzinami, wygłaszać istne tyrady, w
których przeklinał wszystkie generacje wadliwej części do ziemskiego krzemu
włącznie. A Brett? Brett komentował to cierpliwym: "Racja."
"Racja." Dla Bretta to coś znacznie więcej niż opinia, to afirmacja własnego
"ja." Bo milczenie to według Bretta najszlachetniejsza forma porozumienia między
ludźmi. W gadatliwości kryje się szaleństwa.
I był jeszcze Ash, badacz i naukowiec. Ale wcale nie dlatego miał zabawne sny.
Nie śmieszne. Zabawne, zabawne na sposób bardzo specyficzny. Z całej załogi on
właśnie miał najbardziej profesjonalnie zorganizowane sny. I tylko jego sny
stanowiły prawie idealne odbicie rozbudzonej osobowości. Bo w snach Asha nie
znalazłbyś ani ułudy, ani zafałszowań.
Nie dziwiłbyś się temu, gdybyś znał Asha, gdybyś dobrze go znał. Lecz tak
naprawdę to nikt z załogi
Nostromo
nic o nim nie wiedział. Za to Ash wiedział o
sobie wszystko. Jak byś go spytał, może by ci zdradził swoją tajemnicę i wyjaśnił,
dlaczego nigdy nie chciał śnić zawodowo. Ale nikogo z członków załogi
najwyraźniej to nie interesowało, choć sny, sny profesjonalne, fascynowały Asha
niewątpliwie bardziej niż jego towarzyszy z
Nostromo
.
Aha, i był jeszcze kot, wielki żółty kocur o niepewnym rodowodzie. Wołali na
niego Jones. Jones to zwyczajny, najzwyklejszy kot domowy, w tym wypadku
raczej okrętowy. Miał silny, nieugięty charakter, przywykł do długich podróży i
zdawał się rozumieć nieobliczalne odruchy ludzi, którzy przemierzali kosmos. On
też spał. Pogrążony w zimnym śnie, śnił sny proste i niewyszukane, sny o
przytulnych, ciemnych zakamarkach, o myszkach plÄ…sajÄ…cych w stanie
nieważkości.
Choć trudno by go nazwać niewiniątkiem, z całej załogi śniącej na pokładzie
Nostromo
tylko Jones był ze wszystkiego zadowolony.
Szkoda, że nikt z nich nie zajmował się snem zawodowo. Szkoda, gdyż w
trakcie swej pracy mieli okazję śnić znacznie więcej niż kilkunastu zawodowców
razem wziętych. Bo konieczność sprawiła, że sen stał się ich głównym zajęciem,
sen i śnienie, i nic to, że hibernacja proces snu wydatnie spowalniała. Spać, spać,
spać i śnić - przed osiągnięciem celu podróży załoga statku kosmicznego dalekiego
zasięgu nie może robić nic więcej. To prawda, amatorzy z nich, amatorami
pozostać mieli do końca, życia, ale już od dawna ocierali się o próg fachowości.
Siedmioro ich było. Siedmioro spokojnie śpiących ludzi. Siedmioro ludzi
zmierzających w otchłań koszmaru.
A
Nostromo
?
Nostromo
nie śnił, chociaż tak, dysponował swego rodzaju
świadomością. Nie śnił, bo tego nie potrzebował, tak jak nie potrzebował
zbawiennych efektów hibernacji. Gdyby śnił, jego marzenia senne byłyby zapewne
krótkie i ulotne, gdyż
Nostromo
nigdy nie spał.
Nostromo
pracował, pracował i
utrzymywał ludzi przy życiu, dbając o to, żeby istoty, nad którymi przyszło mu
sprawować opiekę, zawsze w swym śnie wyprzedzały o krok wszechobecną
śmierć. Bo trop w trop za lodowatym snem szła śmierć, bo śmierć płynęła za nim
jak olbrzymi szary rekin za okrętem na morzu.
Dowody potwierdzające nieustanną, mechaniczną czujność
Nostromo
widoczne
były wszędzie, w każdym sektorze uśpionego statku. Cichutki szum, delikatne
szmery, przyćmione światełka, - to oznaki, że instrumenty i urządzenia
Nostromo
bez spoczynku trzymały straż. Macki czujników wnikały w samą tkankę kadłuba, w
każde spojenie, w najmniejszy, w najmniej ważny obwód elektroniczny. Sięgały
również na zewnątrz, badając tętno kosmosu. Te właśnie zewnętrzne czujniki.
wychwyciły jakąś elektromagnetyczną anomalię.
Część mózgu
Nostromo
specjalizowała się w analizowaniu i rozszyfrowywaniu
wszelkich odchyleń od normy. Owa część i tę anomalię dokładnie przeżuła,
stwierdziła, że rodzaj impulsu raczej jej nie w smak, przestudiowała wyniki
obliczeń i podjęła decyzję. Uśpiona aparatura została obudzona, drzemiącymi
dotychczas obwodami znów popłynął kontrolowany strumień elektronów. Jak
gdyby dla uczczenia tej doniosłej chwili na pokładach rozbłysły feerie jaskrawych
świateł. Elektroniczny mózg
Nostromo
tchnął w statek nowe życie.
Rozległo się charakterystyczne popiskiwanie elektronicznych sygnałów,
chociaż jak na razie słyszeć je mogły i rozpoznawać tylko i wyłącznie uszy
sztuczne. Był to dźwięk od dawna na statku nie słyszany i oznaczał, że zdarzyło się
coś, co nieczęsto się zdarza.
Delikatny trzask przełączników, rozbłyski budzących się do życia ekranów,
światła, szum rozprawiających z sobą urządzeń - to wszystko nie ominęło również
pewnej sali wyłożonej białym metalem, sali niezwykłej. W sali tej znajdowało się
siedem kokonów z śnieżnobiałej stali i plastyku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]