Alan Dean Foster - Obcy 8 Pasażer Nostromo, Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alan Dean Foster
OBCY 8 PASAŻER NOSTROMO
Tytuł oryginału: ALIEN
Jimowi McQuade
Dobremu przyjacielowi i towarzyszowi
w badaniach granicy poznawalnego
1.
Siedmioro śniących.
Musisz zrozumieć, że nie zajmowali się snem zawodowo, nie. Zawodowcy
to ludzie dobrze opłacani, szanowani, to talenty bardzo poszukiwane. Jak
większość z nas, tych siedmioro śniło swe sny bez żadnego ukierunkowanego
wysiłku, bez wewnętrznej dyscypliny. Śnić tak, żeby sen twój można było
zarejestrować, a później odtworzyć ku uciesze i rozrywce innych, to o wiele
ambitniejsze wyzwanie. Wymaga ono umiejętności regulowania
podświadomych impulsów twórczych
i
kontrolowanego
stratyfikowania
wyobraźni, co łącznie bardzo trudno osiągnąć. Zawodowiec to artysta maksy-
malnie zorganizowany i spontaniczny zarazem, to człowiek snujący subtelną nić
rozmyślań, a nie facet toporny i prostolinijny jak ty czy ja. Albo jak tych
siedmioro śpiących.
Z nich wszystkich namiastkÄ™ owego specjalnego, acz ukrytego daru
posiadała tylko Ripley. Tylko ona miała wrodzony talent do tworzenia marzeń
sennych i górowała nad resztą załogi elastycznością wyobraźni. Ale brakowało
jej prawdziwego natchnienia i tej wielkiej dojrzałości myśli, która cechuje
zawodowców.
Dawała sobie znakomicie radę z segregowaniem zapasów i rozmieszczaniem
ładunku. Wiedziała, że taka to a taka skrzynia musi stać w takim to a takim
miejscu i potrafiła wykazać to w odpowiednich wykazach opisujących zawar-
tość magazynów
Nostromo
. Ale własnego umysłu, zasobów własnych myśli,
posegregować już nie umiała - tu jej talent organizacyjny ulegał wypaczeniu.
Nadzieje i obawy, spekulacje i nie dokończone twory imaginacji hasały na
chybił trafił po wszystkich komórkach jej mózgu.
Tak, Ripley brakowało opanowania, brakowało samokontroli. Rozbuchane,
iście rokokowe myśli kłębiły się w jej głowie niczym piwo w beczce i tylko
czekały, aż ktoś wybije szpunt. Trochę więcej pracy, trochę więcej wysiłku i
sierżant Ripley mogłaby przejść na zawodowstwo. A przynajmniej tak czasami
myślała.
Teraz kapitan Dallas. Kapitan Dallas wyglądał na skończonego lenia, był
tymczasem człowiekiem najlepiej z nich wszystkich zorganizowanym. Nie
brakło mu też wyobraźni, o nie! Dowodem na to była brodą. Jego broda. Nikt
nie kładł się do hibernatorów z brodą. Nikt oprócz Dallasa. Kiedy go pytano,
dlaczego idzie spać z brodą - a wielu ciekawskich go o to pytało - odpowiadał,
że broda jest częścią jego osobowości. I przenigdy nie rozstałby się ze swoim
niemodnym, kędzierzawym zarostem, tak jak nie pozwoliłby sobie odciąć ręki
czy nogi. Prawdziwy z niego pan i dowódca: dowódca holownika
Nostromo
,
pan własnego ciała. Dbał o całość i jednego, i drugiego, i podczas snu, i na
jawie.
Jak widać, Dallas umiał sobą kierować, posiadł umiejętność samoregulacji i
tę niezbędną odrobinę wyobraźni. Ale wyobraźni zawodowiec-śniący musi mieć
znacznie więcej niż odrobinę. Tak, bo dla zawodowca odrobina wyobraźni to
uszczerbek, którego nie da się wyrównać nieproporcjonalnie wielką dawką
samokontroli i opanowania. Dlatego, summa summarum, trudno by w nim
szukać materiału na zawodowca wyższej klasy niż sierżant Ripley.
Spójrzmy na Kane'a. Kane nie umiał sobą sterować tak jak Dallas, ani swymi
myślami, ani poczynaniami, i miał o wiele mniejszą wyobraźnię. Na pierwszego
oficera nadawał się znakomicie, ale na kapitana...? Nie, na kapitana się nie
nadawał. Kapitan to skumulowana energia, to umiejętność rozkazywania, a
dobry Bóg nie obdarzył Kane'a ani jednym, ani drugim. Jego sny były namiastką
snów Dallasa. Przezroczyste, bezkształtne, były ich dalekim echem tak, jak
dalekim, stłumionym echem Dallasa był Kane. Ale nie znaczy to, że Kane nie
dawał się lubić, przeciwnie. Jednak żeby śnić zawodowo, trzeba mieć w sobie
pewną specyficzną energię, a Kane'owi starczało jej ledwie na codzienną wege-
tacjÄ™.
Przypatrzmy się snom Parkera. Sny Parkera to sny może nie agresywne, ale
zdecydowanie mniej sielankowe niż sny Kane'a. Prawie wcale nie grzeszyły
wyobraźnią. Były zbyt specjalistyczne i rzadko kiedy dotyczyły ludzi. Trudno
spodziewać się czegoś więcej po głównym inżynierze
Nostromo
.
Bo Parker śnił sny jednoznaczne i czasami ohydne. Kiedy nie spał, plugawe
myśli wijące się niczym robactwo wypełzały czasami na wierzch, ale tylko
wtedy, gdy inżynier wpadał w gniew lub kiedy był poirytowany. Lecz spychał je
szybko w głąb swojej duszy, gdzie niczym w wielkiej kadzi fermentował
wszelki brud i szlam pogardy. Nie, załoga tego nie widziała, o nie. Parker
zawsze pokazywał kolegom czyste, wydestylowane oblicze i nigdy nie pozwalał
im sprawdzić, co kipi, co bulgoce na dnie jego psychicznego kotła.
Lambert. Lambert nie śniła snów, które interesowałyby innych. Była już
raczej natchnieniem dla śniących. Podczas tego bardzo, ale to bardzo długiego
snu jej niespokojne myśli krążyły nieustannie wokół schematów
międzyzespołowych i podzespołowych oraz wokół charakterystyk nośności i ob-
ciążalności statku, które ulegały ciągłym korektom ze względu na zużycie
paliwa. Od czasu do czasu w jej sny wkraczała prawdziwa wyobraźnia, ale
nigdy tak, żeby poruszyć innych.
Parker i Brett często sobie wyobrażali, co by to było, gdyby systemy i
zespoły, za które odpowiadali, połączyć z zespołami i systemami leżącymi w
gestii Lambert. Problem nośności i obciążalności
Nostromo
oraz kwestiÄ™ zesta-
wień przestrzennych rozważali w sposób, który doprowadziłby ją do istnej furii.
Ale Lambert nie zdawała sobie sprawy, że Parkera i Bretta brały takie pokusy.
Bo ci dwaj nie zdradzali się z niczym, swoje myśli trzymali tylko dla siebie,
zakuwając je w solidne kajdany marzeń sennych i marzeń na jawie. Byłoby
kiepsko, gdyby Lambert się zdenerwowała. Jako nawigator
Nostromo
odpowiadała przede wszystkim za ich bezpieczny powrót do domu, a w
kosmosie nic tak nie Å‚Ä…czy i nie ekscytuje ludzi jak wizja upragnionego,
prawdziwego Domu.
Oficjalnie Brett pełnił na statku funkcję inżyniera-technika. To bardzo
eleganckie określenie. Oznaczało, że Brett jest równie inteligentny i uczony jak
Parker, ale stoi niżej w hierarchii służbowej. Ci dwaj tworzyli dziwaczną parę.
Dla postronnego, obserwatora zdawali się być ludźmi o kompletnie różnym
statusie i całkowicie różnych charakterach. A jednak Brett i Parker przyjaźnili
się z sobą i znakomicie współpracowali. Udawało się to przede wszystkim
dzięki Brettowi. Otóż inżynier-technik nigdy nie wkraczał w kompetencje
inżyniera-szefa i nigdy nie podważał jego koncepcji. Z wyglądu i z usposobienia
inżynier-technik był człowiekiem poważnym i flegmatycznym, podczas gdy
inżynier-szef miał charakter bardzo zmienny i lubił sobie kwieciście ponarzekać.
Wysiadł jakiś obwód? Parker potracił o tym gadać całymi godzinami, wygłaszać
istne tyrady, w których przeklinał wszystkie generacje wadliwej części do
ziemskiego krzemu włącznie. A Brett? Brett komentował to cierpliwym:
"Racja."
"Racja." Dla Bretta to coś znacznie więcej niż opinia, to afirmacja własnego
"ja." Bo milczenie to według Bretta najszlachetniejsza forma porozumienia
między ludźmi. W gadatliwości kryje się szaleństwa.
I był jeszcze Ash, badacz i naukowiec. Ale wcale nie dlatego miał zabawne
sny. Nie śmieszne. Zabawne, zabawne na sposób bardzo specyficzny. Z całej
załogi on właśnie miał najbardziej profesjonalnie zorganizowane sny. I tylko
jego sny stanowiły prawie idealne odbicie rozbudzonej osobowości. Bo w snach
Asha nie znalazłbyś ani ułudy, ani zafałszowań.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl