Albrecht Joanna - Gdzie jesteś, !!! 2. Do czytania, Kryminał KAW
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Joanna Albrecht
Gdzie jesteś, Jane?
Krąjowa Agencja Wydawnicza .#
Szczecin 1988
Typograficzny projekt okładki .JAN i WALDYNA
FLEISCHMANNOWIE
Zajęcie na okładce
STEFAN PLEŚŃlAROWICZ
© Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza,
Szczecin 1988
ISBN 83-03-01^0-3
Doktorowi Zbigniewowi Wilczyńskiemu
dedykuję tę książkę
Joanna Albrecht
2
Rozdział I
Stał nad brzegiem doku. W czarnej wodzie
odbijały się światła reflektorów. Dźwig powoli
wyciągał wrak samochodu.
„Gdzie ja właściwie jestem?” — pomyślał z
trudem. Po wczorajszym wieczorze bolała go
głowa.
Z karoserii ściekały strugi wody. Patrzył tępo na
grę świateł. Nagle jakiś trzask zwrócił jego uwagę,
to otworzyły się lewe drzwiczki. Zobaczył
bezwładną kobiecą rękę w białej rękawiczce.
— Proszę się odsunąć! — krzyknął policjant do
nielicznej grupki gapiów.
Samochód zakołysał się niebezpiecznie.
— Popatrz, George, ale się urządziła —
usłyszał jakiś głos.
— Uważajcie, durnie! — wrzasnął starszy
sierżant, ale było już za późno.
Drzwiczki otworzyły się szeroko i ciało kobiety
wpadło z pluskiem do basenu.
— Jak tak będziecie pracować, to do rana z
tym nie skończymy — pienił się starszy sierżant.
Jeden z policjantów skoczył do wody i zaczął
holować ciało do brzegu.
— Fajna była babka — usłyszał za sobą. — Jak
ona wjechała do tego doku?
— Chyba była zalana, inaczej by się
wygrzebała.
Patrzył na długie, rude włosy, wydawało mu się,
że już
gdzieś je widział. Zamroczony alkoholem z
trudem jednak kojarzył fakty. Kiedy wyciągnęli
3
ciało kobiety, rozpoznał jej twarz.
Tymczasem wóz ustawiono na brzegu, na
skutek wstrząsu wypadła na ziemię damska
torebka, rozsypały się kobiece drobiazgi. Jakiś
mały, błyszczący przedmiot potoczył się w jego
kierunku i wpadł w szparę między płytami
cliodnika.
Usłyszał dźwięk policyjnej syreny, wolał usunąć
się z tego miejsca. Nagle zobaczył znowu
roześmiane oczy, rude falujące włosy, zgrabne
nogi w białych pantofelkach. Po chwili obraz ten
przesłoniła mgła. Poruszył powiekami.
„Nie chcę żadnych kłopotów, wcale jej nie
znałem”
- pomyśli z determinacją i szybko się oddalił.
„Głowa mi pęka, muszę jechać do domu, jeśli się
nie prześpię, będę do niczego”.
Wziął taksówkę.
Jak na złość nie mógł otworzyć zamka, który
się często zacinał. Manipulował dość długo, ale
zamek nie ustępował. Czyżby pomylił drzwi, nie
chciało mu się jednak sprawdzać numeru.
Chyba pani Burness zmieniła zamek i nie
zdążyła dać mu klucza, nie był przecież na kolacji.
Zrezygnowany odszedł od drzwi.
,,Może któreś okno będzie uchylone” — myślał
z nadzie
ją*
Istotnie, okno w salonie nie było domknięte.
„Ta wstrętna baba znowu zostawiła otwarte
okno, ale tym razem jej daruję, musiałbym chyba
spać na ulicy”.
Rozejrzał się dokoła. „Jeszcze tego brakuje,
4
żeby mnie zobaczył któryś z sąsiadów”. Ale ulica
była pusta.
— Naprzód, kapitanie — dodał sobie odwagi.
Podniósł okno wyżej i trochę niezdarnie
wdrapał się na
parapet. Opuścił jedną nogę w głąb mieszkania i
usłyszał brzęk tłuczonych naczyń.
— Niech to jasna cholera, serwis do herbaty
poszedł w drobny mak — powiedział do siebie
niezbyt głośno.
Właściwie nie żałował serwisu, bardziej bał się
komentarzy pani Burness. Opuścił drugą nogę
tłukąc resztę ocalałych filiżanek. W oddali
zaszczekał pies. Wsimął się więc szybko do środka
depcząc po resztkach porcelany.
„Chyba jej nie obudziłem” — pomyślał.
w domu było cictio, panował półmrok. Nie
cticiał zapalać światła i po omacku skierował się
do drzwi. Nagle zawadził nogą o coś miękkiego,
chyba o tygrysią skórę przed kominkiem. Nigdy
nie potrafił poruszać się po ciemku. Coś pacnęło
go w czoło, a kiedy odruchowo wyciągnął rękę,
zabłysło światło. Niechcący nacisnął kontakt
przewróconej lampy.
„Skąd się ona tutąj
wzięła?” — przeszło mu przez głowę.
Widocznie pani Burness przemeblowała salon
pód jego nieobecność, chciała mu pewnie zrobić
niespodziankę. Można powiedzieć, że jej się
udało. Ale on też zrobił jej niespodziankę z tym
serwisem.
Wypił szklankę soku pomarańczowego, trochę
go to orzeźwiło. Zgasił światło w salonie i powlókł
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]